Newsy
“Nie życzyłbym tego największemu wrogowi”. Clayton odetchnął z ulgą
Mickey Mansell okazał się wymagającą przeszkodą dla Jonny’ego Claytona. Walijczyk musiał dużo przetrwać, by koniec końców wyjść z batalii zwycięsko. W rozmowie z mediami opowiedział o meczu, tempie rzutu rywala i podejściu do średnich meczowych.
Z turniejem na etapie drugiej rundy pożegnało się 14 rozstawionych. Do tego towarzystwa nie dołączył Jonny Clayton, który był faworytem przeprawy z Mickey’em Mansellem. Walijczyk stanął nad przepaścią, gdy musiał wygrać dwa legi z rzędu, by utrzymać szanse na dalszą grę w Ally Pally. Zrobił to i piąty set został rozegrany na pełnym dystansie. Ostatni leg jednak pewnie został przez wygrany przez Claytona i zameldował się on w trzeciej rundzie. Tam po świętach zmierzy się z Darylem Gurneyem. Zanim jednak udał się na odpoczynek, odpowiedział na pytania mediów. Głównie dominował motyw szczęścia.
– Będąc szczerym, to było bardzo emocjonalne. Wiele to dla mnie znaczy. Wiedziałem, że czeka mnie bardzo trudny mecz ale nie spodziewałem się, że dojdzie do nagłej śmierci. Myślę, że miałem szanse na zwycięstwo już wcześniej. Mickey zdecydowanie też miał okazje, więc po spotkaniu spadł mi ciężar z ramion. Nie było najlepiej, nie życzyłbym tego najgorszemu wrogowi. Mam uśmiech na twarzy, ponieważ wyszedłem zwycięsko. Mam nadzieję, że następnym razem uda mi się zrobić to samo, ale trochę łatwiej – powiedział.
“Myślałem, że pozwoli mi rzucać szybciej…”
Powiedział także o odczuciach na swój temat i Mickey’ego Mansella. – Tak gram w tym roku. Powoli na początku. Muszę się trochę rozgrzać. Wiem, że mam jeszcze jeden lub dwa biegi. To test, który sprawi, że znów uwierzę. Jestem graczem rytmicznym, więc skłamałbym, mówiąc, że tempo rywala mi się podobało. Lubię grać przeciwko zawodnikom rytmicznym, ale jeśli mu to ułatwia grę, to ma to sens. Jego gra jest powolna ale Mickey po prostu robi swoje. Myślałem, że pozwoli mi jednak rzucać trochę szybciej – podsumował.
Odniósł się jeszcze do średnich, które jego zdaniem nie niosą za sobą większej wartości. – One nic nie znaczą. Dobrze jest zobaczyć średnią 120, ale zwycięstwo znaczy o wiele więcej. Gdybym mógł wygrać ze średnią 60, brałbym to codziennie. Fajnie grać 100, fenomenalnie, ale takie mecze to wojna i cieszę się, że mam to już za sobą – zakończył.
Walijska jedynka dość szybko ponownie zamelduje się w Alexandra Palace. Już w pierwszej sesji poświątecznej wyjdzie na scenę i 27 grudnia zmierzy się z Darylem Gurneyem o awans do czwartej rundy mistrzostw świata.