PDC
Kto tym razem postraszy elitę? 11 dni do turnieju w Polsce!
Zamysł turniejów z cyklu World Series jest genialny w swojej prostocie: osiem gwiazd PDC, ośmiu przedstawicieli regionu. Kibice mogą być podwójnie zadowoleni. Z jednej strony mają szansę obejrzeć światową czołówkę, z drugiej – mają komu kibicować w nadziei na regionalny sukces. Jest tylko jeden problem: o ile turniej nie odbywa się w Holandii, sobotnia sesja często przypomina… zwyczajną noc w Premier League.
To jasne, że przedstawiciele regionu z reguły nie dorównują największym gwiazdom. Jednym z głównych założeń cyklu World Series jest przecież promocja darta. Jeśli jakiś obszar nadal potrzebuje promocji, to prawdopodobnie nie ma zbyt wielu elitarnych zawodników. Niemniej – choć nikt nie pogardziłby nieco większą różnorodnością w finałowych sesjach, rzeczywistość pozostaje brutalna.
Bahrajn? Bilans gospodarzy: 0-8.
Dania? 0-8.
Stany Zjednoczone? Tu obronił się tylko Jeff Smith – podobnie jak Simon Whitlock w Australii.
Nieco więcej różnorodności przyniosła Nowa Zelandia, bo pierwszą rundę przeszło aż dwóch graczy. Ciekawiej było tylko w Den Bosch – na start odpadły cztery gwiazdy PDC. Imponujący wynik, choć nie da się ukryć, że sama obecność Holandii w kalendarzu World Series jest nieco… zagadkowa.
Pod względem dominacji czołówki Polska nie stanowiła wyjątku. Jednostronność spotkań piątkowej sesji stanowiła zresztą jeden z większych mankamentów turnieju w Warszawie. Zgoda – Ratajski wykonał swoje zadanie. Z dobrej strony pokazali się też Sedlacek i Krcmar, ale pech chciał, że trafili na wybitnie dysponowanych rywali. Więcej niż oczekiwano pokazał także Łukasz Wacławski, urywając trzy legi wielkiemu Gerwynowi Price’owi. I… to by było na tyle – więcej pozytywów ze strony przedstawicieli regionu raczej już nie znajdziemy.
Czy to oznacza, że w Gliwicach będziemy skazani na kopię Premier League z dodatkiem Stephena Buntinga? Cóż, to całkiem prawdopodobna opcja, ale też nie dajmy się zwariować. O ile Bahrajn czy Australia siłą rzeczy nie napawają wielkim optymizmem, tak reprezentacja Europy Środkowo-Wschodniej wygląda dość solidnie. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że na tle pozostałych gospodarzy World Series ta impreza może być jedną z bardziej wyrównanych.
The line-up for the Superbet Poland Darts Masters has been confirmed! 🇵🇱
Eight of the world's biggest stars and eight top East European talents battle it out at PreZero Arena Gliwice on June 14-15!
More details 👉 https://t.co/9rhKpTcSlP pic.twitter.com/HntzjNYmHI
— PDC Darts (@OfficialPDC) March 27, 2024
Ilu lokalnych reprezentantów przejdzie pierwszą rundę? To w dużej mierze zależy od losowania (na które trochę jeszcze poczekamy), ale już teraz można określić pewne “mniej więcej” w kontekście szans poszczególnych graczy.
Najmniejsze oczekiwania możemy mieć zapewne wobec Jacka Krupki i Gyorgy’ego Jehirszkiego. Rola debiutantów nigdy nie jest łatwa, a i triumfy obu graczy w krajowych kwalifikacjach były drobnymi niespodziankami. Nawiązując do turnieju w Warszawie – najważniejsze, by Polak i Węgier zaprezentowali się bardziej jak Łukasz Wacławski niż jak Nandor Major.
Sporą sensacją byłoby także ewentualne zwycięstwo Adama Gawlasa. Czech znajduje się w prawdopodobnie najniższym punkcie swojej zawodowej kariery – trudność sprawia mu choćby rywalizacja w Development Tourze, więc nawet potencjalne starcie z Peterem Wrightem stawiałoby go na z góry przegranej pozycji.
W przypadku reszty wszystko będzie zależeć od dyspozycji dnia. Sebastian Białecki już nie raz rozgrywał fenomenalne mecze, choć z reguły nie działo się to na wielkiej scenie. Podobnie można powiedzieć o Radku Szagańskim, który w tym sezonie pokonał czy to Littlera, czy to Aspinalla. Telewizyjnego ogrania nie brakuje za to Borisowi Krcmarowi, choć u Chorwata główny problem stanowi słaba forma w ostatnich miesiącach.
W całym tym zestawieniu najsilniej stoją akcje Krzysztofa Ratajskiego oraz Karela Sedlacka. Pierwszego przedstawiać nie trzeba – nawet jeśli w starciach z elitą bywa różnie, żadna z gwiazd PDC nie będzie chciała trafić na Polskiego Orła. Czech jest z kolei trochę niedoceniony, ale to nikogo nie powinno zmylić. O ile pierwszy rok z kartą był rzeczywiście nieco przespany, tak w drugim Sedlacek pokazuje już bardzo dobrego darta – blisko 93-punktowa średnia w sezonie 2024 nie wzięła się przecież znikąd.
Jednym słowem – na dwa zwycięstwa mamy prawo liczyć z czystym sumieniem. Wszystko powyżej byłoby pozytywnym zaskoczeniem, wszystko poniżej – drobnym, bo drobnym, ale jednak rozczarowaniem. Skoro gwiazdy z reguły bawią się we własnym gronie, niech ktoś wreszcie popsuje im tę imprezę.
ZOBACZ TEŻ:
Rob Cross zasługuje na lepsze przywitanie. 12 dni do turnieju w Polsce!