PDC
Na czym polega fenomen World Cup of Darts?
Jak zwykło się mawiać: wszystko, co dobre, szybko się kończy. Superbet Poland Darts Masters 2024 za nami i powoli zaczynamy odczuwać pierwsze tego objawy. Na szczęście PDC nie pozwoli nam trwać w marazmie zbyt długo. Już za tydzień bowiem początek innego wyczekiwanego turnieju: World Cup of Darts. Co takiego charakteryzuje tę imprezę, że podbiła serca kibiców na całym świecie?
By lepiej zrozumieć jej fenomen, warto zacząć od samego początku. Pierwsza edycja World Cup of Darts odbyła się w 2010 roku w Anglii, w małym miasteczku Houghton-le-Spring niedaleko Sunderlandu. W zamyśle miała być rozszerzoną wersją Jocky Wilson Cup – jednorazowo rozegranego w 2009 r. turnieju pomiędzy dwuosobowymi reprezentacjami Anglii i Szkocji. Format na tyle przypadł do gustu zarówno publice, jak i samym graczom, że od razu wpisał się na stałe do kalendarza PDC. Po kilku zmianach terminu i lokalizacji, finalnie znalazł swoje miejsce w niemieckim Frankfurcie, otwierając wakacyjny sezon darterski pod koniec czerwca.
Do tej pory rozgerano 13 edycji WCoD. Choć końcowy rezultat jeżeli chodzi o zwycięzcę poszczególnych turniejów rzadko zaskakiwał (puchar zdobywali dotychczas: Anglia i Holandia po cztery razy, Szkocja i Walia dwukrotnie i raz Australia), tak w ich trakcie byliśmy świadkami wielu niespodzianek (o czym szerzej napiszemy wkrótce w osobnym materiale). Rokrocznie fani gromadzą się więc w hali i przed telewizorami, by śledzić reprezentacyjne zmagania. Czemu akurat to wydarzenie przyciąga aż taką uwagę? Na to zdaje się wpływać kilka czynników.
Odmienny format
Kalendarz PDC obfituje w mnóstwo turniejów, jednak to jedynie podczas World Cupa możemy śledzić mecze duetów na najwyższym możliwym poziomie. Włodarze organizacji starają się jak mogą, by urozmaicić starcia jeden na jednego (formaty setowe, mecze na przewagi, rozgrywka double-in, double-out), ale pod koniec dnia wszystkie z nich sprowadzają się do tego samego. Przez ostatnie reformy Premier League i European Touru nawet pojedynki między ścisłą czołówką mogą się „przejeść”.
Mecze dwójkowe są zatem niczym powiew świeżego powietrza. Zwłaszcza od 2023 r., w którym to PDC zrezygnowała całkowicie z rozgrywania podczas WCoD gier singlowych, cały turniej charakteryzuje się odmienną i niepowtarzalną atmosferą. Możliwość obserwowania wewnątrzdrużynowej chemii wnosi emocje na jeszcze wyższy poziom. Przy okazji: polecamy wypróbować grę w duetach również we własnym zakresie. Nawet jeżeli zdarzy się jakaś kłótnia o chybione podwójne, to gwarantujemy, że sama zabawa w trakcie zdecydowanie to wynagrodzi.
Poczucie przynależności
World Cup of Darts jest również jedną z okazji, przy której zawodnicy grają nie tyle by zapracować na indywidualne wyróżnienia, co ku chwale swojej ojczyzny. Potwierdza to fakt, że gra toczy się o relatywnie niskie nagrody pieniężne. Zwycięski duet otrzymuje 80 tys. funtów do podziału, a więc po 40 tys. na głowę. To oczywiście nadal solidna suma, lecz w świecie PDC porównywalna do wygranej za chociażby European Tour (30 tys. funtów), których przecież w sezonie mamy aż 13.
Sporty zespołowe angażują kibiców, gdyż z uwagi na ich wieloosobowy aspekt łatwiej jest utożsamić się z uczestnikami zawodów. Oczywiście, darterzy występują pod flagą narodową także w pozostałych turniejach. Są jednak wtedy bardziej postrzegani jako jednostki, ze swoimi przydomkami na koszulkach i osobnymi walk-onami. Z kolei gdy widzimy ich w pasujących trykotach w narodowych barwach, grających ramię w ramię by osiągnąć wspólny cel, wrażenie jest zupełnie inne. Zwłaszcza dla nacji, które nie mają tyle przedstawicieli w tourze co Anglicy bądź Holendrzy, to niepowtarzalna szansa. Przy okazji turniejów World Series łatwo zauważyć skalę wsparcia dla lokalnych reprezentantów. World Cup daje na to szansę wszystkim krajom naraz.
W cztery dni dookoła świata
No właśnie: wszystkim krajom naraz. W WCoD udział bierze bowiem aż 40 reprezentacji. Liczba ta rosła od 24 w pierwszym roku, stopniowo zakreślając coraz większe kręgi na globusie. Obecnie na scenie obserwować możemy aż 16 kadr spoza Europy, z pięciu różnych kontynentów. Dla osób, które śledzą głównie lokalne rozgrywki, to jedyna okazja w roku by zobaczyć przedstawicieli takich krajów jak Gujana, RPA czy Singapur. Bezpośrednie mecze z dobrze znanymi twarzami pozwalają spojrzeć na sport z nowej perspektywy. Widać wtedy pełny przekrój stylów gry, modeli lotek i okołodarterskiej otoczki.
Te darterskie „zderzenia kulturowe” potrafią także napisać osobne historie. Któż mógłby zapomnieć chociażby uczestnika zeszłorocznego turnieju, Abdulnasera Yusufa. Poczciwy Bahrańczyk starał się jak mógł by wesprzeć Bassima Mahmooda w debiutanckiej dla swojego kraju imprezie, lecz jego średnia momentami balansująca w okolicach 50 punktów wzbudzała co najwyżej politowanie.
Gdzie dwóch się bije…
Nie można zapominać też o kolejnym istotnym czynniku w całej tej układance: elemencie ludzkim. Skoro to bowiem jedyna okazja, by darterzy na scenie współpracowali zamiast rywalizować, może to skutkować niecodziennymi sytuacjami. Na jednym końcu spektrum znajdują się partnerzy znający się niemalże na wylot. Price i Clayton idealnie uzupełniają się pod względem punktacji i podwójnych, a angielska kadra z reguły może liczyć na podobne tempo rzutu u swojego kompana, co pozwala zachować odpowiedni rytm. W pewnych przypadkach postawa jednego reprezentanta motywuje od razu drugiego, co najlepiej pokazał nasz duet Krzysztofów w zeszłorocznym meczu z Litwą.
Partnerzy natomiast nie zawsze się rozumieją. Trzeba zaadresować od razu najbardziej ekstremalny przykład Belgów. Na temat ich relacji powiedziano już chyba wszystko, ale cały czas pojawiają się nowe doniesienia. Z wypiekami na twarzy będziemy więc obserwować jak tym razem Dimitri van den Bergh i Kim Huybrechts udźwigną tony atencji ze strony mediów. Jednak nawet niekoniecznie dwóch graczy musi żywić do siebie urazę. Wystarczy, by mieli na scenie zupełnie inne charaktery, by z tych składników powstała ciekawa mieszanka. Przykładem na to mogą być np. Brendan Dolan i Josh Rock, którzy w tym roku bronić będą honoru Irlandii Północnej.
World Cup of Darts jest ewenementem. Czterymi dniami wypełnionymi akcją, które zawsze mogą zaskoczyć czymś nowym. Mają też oczywiście swoje opoki, jak Paul Lim i Harith Lim, nieprzerwanie razem reprezentujący Singapur od debiutu w 2014 roku. Z drugiej strony stoi kadra Chin, która na każdy ze swoich dziesięciu turniejów przyjeżdżała w innym składzie. Jest to zatem unikat, kolaż mnóstwa elementów, których próżno szukać nawet w innych dyscyplinach. Czy da się ten format jeszcze ulepszyć? Ciężko nam znaleźć pod jakimi aspektami, lecz nawet jeżeli nie, to przynajmniej zostajemy z najlepszym możliwym rezultatem. I oby tak było jak najdłużej.
ZOBACZ TEŻ:
Przewodnik World Cup of Darts 2024 – złóż zamówienie!