Obserwuj nas

Nasze cykle

Gdyby Alan Soutar grał w WDF, to może też by wygrał 21 setów z rzędu [Tylko jedna statystyka #9]

Pewnie ktoś uzna to za skrzywienie, ale z jakiegoś powodu lubię śledzić zmagania w Lakeside. Nie wiem, może główną rolę odgrywa tu sentyment, a może to mózg domaga się odwyku od oglądania w kółko tych samych nazwisk. Ciężko powiedzieć. Cokolwiek jednak stanowi tę przyczynę, jest też pewnie powodem, dla którego nie rozumiem corocznego licytowania się, kto bardziej gardzi tą imprezą. Sęk w tym, że moje odczucia nie mają tu żadnego znaczenia. Nawet jeśli ktoś jest zagorzałym fanem WDF-u, to nie powinien pudrować rzeczywistości. A rzeczywistość jest taka, że coraz ciężej traktować Lakeside na poważnie.

Shane McGuirk, Alan Soutar
Shane McGuirk / Alan Soutar. Fot. WDF / Jonas Hunold (PDC Europe)

To przecież nie jest tak, że ten turniej nie ma żadnego sensu. Skoro WDF jest zupełnie odrębnym bytem – w żaden sposób niezwiązanym z PDC – to dlaczego nie miałby organizować własnego turnieju, który wieńczy całoroczne zmagania? Ta federacja działa przecież w oparciu o zupełnie inny, znacznie bardziej amatorski model. Jeśli tylko chcesz zagrać w jakimś turnieju, w zdecydowanej większości przypadków nie musisz nawet przechodzić kwalifikacji. Droga wolna – zupełnie inaczej niż choćby w turniejach European Touru, w których nazwie może i czasami widnieje dopisek “Open”, choć w praktyce z “open” nie ma to zbyt wiele wspólnego. WDF oferuje graczom coś, czego nie oferuje PDC.

Amatorzy z jednej strony, profesjonaliści z drugiej. Być może jest nawet tak, że PDC – stawiając grubą kreskę pod względem zarówno zaproszeń do Grand Slamu, jak i miejsc w Ally Pally – nadaje turniejowi w Lakeside pewną legitymację. Jeśli pojawiają się zarzuty, że to “kanapowy czempionat”, zawsze można odpowiedzieć, że to impreza o zupełnie innej charakterystyce – stworzona na amatorskich, a nie zawodowych fundamentach. I z tego względu jej istnienie jest uzasadnione. A że także nazywa się “mistrzostwami świata”? Cóż, nawet jeśli komuś się to nie podoba, to sama nazwa ma solidne podłoże historyczne. Nikt przecież nie wymyślił turnieju na poczekaniu i nie nazwał go w ten sposób. Ciężko mieć pretensje do WDF-u, że kontynuuje kilkudziesięcioletnią tradycję.

Inna sprawa, że jeśli turniej przyjmuje dumne miano mistrzostw świata, to ściąga na siebie pewną odpowiedzialność. Jeśli jej nie podoła, może narazić się na przykład na śmieszność.

Prestiż wszystkich (lub prawie wszystkich) wydarzeń sportowych łatwo ocenić w oparciu o kilka podstawowych kryteriów. W tym roku w WDF pula nagród była na przykład niższa niż 17 lat temu w BDO. Otoczka medialna? Kiedyś mistrzostwa w Lakeside transmitowane były w Eurosporcie, dziś – oczywiście poza YouTube’em – transmisję z soboty i niedzieli przeprowadził nieprzesadnie popularny kanał BLAZE, dostępny na Wyspach Brytyjskich. Frekwencja na widowni? Poza dwoma ostatnimi dniami – raczej skromna. Poziom realizacji? Wprawdzie w późniejszych dniach lotki nie uciekały oku kamery tak często jak na początku, ale jeśli ktoś liczyłby na przykład na efektowne walk-ony, to… raczej się przeliczył. Realizacja, pieniądze, frekwencja. Coś jeszcze?

A, byłoby też miło, gdyby impreza prezentowała odpowiedni poziom sportowy.

 

Dart i Natalia Janoszek

Żeby nie było wątpliwości – po mistrzostwach w Lakeside nie oczekuję kosmicznych średnich. Jeśli ktoś jednak prezentuje inne podejście, a później narzeka, że poziom jest gorszy niż w PDC, to jest albo niezaznajomiony z tematem, albo niezdolny do łączenia kropek, albo… lubi wygłaszać oczywiste stwierdzenia. Oczywiście, że poziom jest niższy! Tak samo jak w Ekstraklasie poziom jest niższy niż w Bundeslidze, co przecież samo w sobie nie neguje sensu istnienia polskiej ligi. Każdy, kto włącza mecz, ma też świadomość, czego może oczekiwać.

Z tym, że obniżone oczekiwania nie są tym samym, co brak oczekiwań.

Przed startem turnieju prezentowałem podejście podobne jak w pewnym znanym memie. “Moje oczekiwania były niskie, no ale bez przesady“. Nie trzeba mi tłumaczyć, że w Lakeside nie zobaczę dziewiątych lotek i masakrowania potrójnej dwudziestki. Akceptuję to. Ale chciałbym też mieć poczucie, że postaci przewijające się przez scenę to rzeczywiście najlepsi z tych, którzy nie są pełnymi zawodowcami. Byłoby miło, gdyby pojawiło się parę nazwisk, które warto zapamiętać na przyszłość. Może mam zbyt wysokie oczekiwania, może się nie znam, ale w przypadku najważniejszego turnieju – turnieju mężczyzn – miałem raczej wrażenie, że oglądam zbiór losowo zebranych darterów.

Jeśli do półfinałów dostaje się jeden rozstawiony gracz, to znaczy, że coś poszło nie tak z rozstawieniami. Zwłaszcza jeśli ten jedyny rozstawiony półfinalista przegrywa 0:5. Piątka i dziewiątka zostały zmiażdżone w ćwierćfinałach. Osobiście liczyłem na niezły występ Liama Maendla-Lawrance’a – turniejowej szóstki, ale okazało się, że przegrał już na start z 74-punktową średnią. Cliff Prior – numer dwanaście – zagrał podobnie, ale jego pierwszy rywal okazał się jeszcze słabszy. Była też turniejowa jedynka – Danny Porter, który zgarnął trzy legi przez trzy sety. Australijczycy – rozstawieni z czołowymi numerami – nie zrobili szału, gdy przyszło im grać z rywalami spoza własnego kraju.

Z tym rankingiem w WDF jest najwyraźniej trochę tak, jak z Natalią Janoszek i jej zagranicznymi dokonaniami. Jeśli masz wystarczająco dużo chęci, czasu i pieniędzy, by latać po całej Europie (lub po całym świecie) i grać w różnych, czasami naprawdę niszowych turniejach, to może nawet uzyskasz niezłe miejsce. Inna sprawa, że później – podczas mistrzostw świata – zapewne ogra cię ktoś, kto takiej wagi do tego nie przywiązywał. Na przykład Shane McGuirk, który w WDF-ie nie wychylił nosa poza Irlandię.

 

21 setów z rzędu

Nie próbuję umniejszać zasług Irlandczyka, który na przestrzeni całego turnieju był o dwie klasy lepszy od przeciwników. Już Challenge Tour pokazał, że ten zawodnik ma papiery na niezłe granie. Chwała mu za to. Sęk w tym, że wraz z przytoczeniem jego nazwiska pojawia się kolejny problem. Gdy bowiem spojrzy się na to, z jaką łatwością masakrował kolejnych rywali, od razu przypomina się inny mem: “nie no, tyle to nie”.

91,71 – McGuirk zakończył zmagania w Lakeside z taką turniejową średnią. Ktoś powie, że średnie nie grają. Ja uważam, że nie grają, ale tylko na krótkim dystansie – na przykład jednego meczu. Gdy mamy do dyspozycji dane z całego turnieju, możemy wyciągać wnioski. Wniosek numer jeden: solidny gracz zmasakrował rywali do tego stopnia, że wygrał 21 setów z rzędu.

Jeśli ktoś nie jest przesadnie obeznany z tematem średnich: gdyby porównać turniejowy poziom Irlandczyka z którymś z graczy z PDC, wyjdzie, że najbardziej zbliżoną roczną średnią osiąga Alan Soutar. Gdyby dodać półtora punktu za grę ze słabszymi rywalami, w porywach sięgniemy Luke’a Woodhouse’a albo Ricky’ego Evansa. Tyle wystarczyło, by wygrać 21 kolejnych setów. Andy Baetens rok temu takiej serii nie osiągnął, a jakoś bardziej przekonywał.

 

Jest coraz gorzej

A przekonywał może dlatego, że i sam zeszłoroczny turniej stał na wyższym poziomie. Żeby to poprzeć twardymi danymi, możemy sprawdzić na przykład ogólne średnie turniejowe dla mistrzostw świata WDF / BDO oraz mistrzostw świata PDC z lat 2010 – 2024 (czyli 15 ostatnich edycji, bez jednej, która się nie odbyła). Oczywiście PDC jest tu przytoczona nie w celu sprawdzenia, który turniej stał na wyższym poziomie, lecz jako punkt odniesienia – dla zobrazowania zachodzącej tendencji.

Żeby jednak takie porównanie miało sens, nie można zliczyć średnich na podstawie wszystkich meczów z obu turniejów. W mistrzostwach PDC gra dwa razy więcej zawodników, więc żeby być rzetelnym, porównanie trzeba zacząć nie od pierwszej rundy, lecz od którejś z dalszych faz. Pierwszym wspólnym mianownikiem dla obu imprez jest faza last 32, czyli 1/16 finału. Druga uwaga: ponieważ przez zdecydowaną większość sprawdzanego okresu czempionat BDO odbywał się od razu po czempionacie PDC, dla uproszczenia porównywane średnie dotyczą imprez, które miały ten sam rok w swojej oficjalnej nazwie.

Wnioski? Wnioski nasuwają się same. A właściwie jeden wniosek: o ile przez długi czas różnica była mniej lub bardziej, ale jednak akceptowalna, tak w ciągu ostatnich lat zrobiła się przepaść.

 

 

Lub gdyby ktoś wolał zestawienie w formie tabeli:

 

TurniejPDCBDO / WDFRóżnica
201094,5987,966,63
201194,3886,687,71
201293,2187,365,85
201394,3186,318,00
201495,4488,117,32
201596,3390,395,94
201696,6187,609,01
201797,7989,758,03
201896,4589,367,09
201995,4088,896,51
202095,5188,766,75
202196,45
202294,7087,397,30
202396,0886,569,52
202496,6485,0511,59

 

11,6 punktu różnicy. 85-punktowa średnia, która wygląda blado nie tylko na tle dwóch poprzednich edycji, ale – co oczywiste – na tle turniejów sprzed wielu lat. Gdybyśmy cofnęli się w czasie jeszcze bardziej i wzięli rok 2001, okaże się, że wynik ówczesnych mistrzostw świata BDO był wyższy o… 7 punktów.

Nawet jeśli przy oglądaniu znów dobrze się bawiłem, to ciężko mi pozostać optymistą. Cieszy historia Lima, która przyniosła Lakeside dodatkowy rozgłos. Cieszy znakomity turniej juniorski, który dał to, czego nie dały zawody seniorskie. Koniec końców jakakolwiek forma konkurencji – jakiejkolwiek alternatywy dla PDC – zawsze jest korzystna nie tylko dla kibiców, ale też dla samych graczy. Niestety, nie da się wykluczyć, że tej konkretnej alternatywie nie zostało już zbyt wiele życia.

 

Poprzedni odcinek: Jeden punkt w trzech lotkach. Da się gorzej? Da się! [Tylko jedna statystyka #8]

Cała seria: Tylko jedna statystyka – wszystkie wpisy

 

ZOBACZ TEŻ
Mistrzostwa świata WDF 2024 - wyniki, transmisja, kto zagra?
Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Maksymalny rozmiar przesyłanego pliku: 2 GB. Możesz przesłać: zdjęcie, audio, video, dokument, etc. Linki do YouTube, Facebooka, Twittera i innych serwisów wstawione w tekście komentarza zostaną automatycznie osadzone. Drop files here

Sponsor główny

Sklepy partnerskie

Zostań Patronem

Reklama