PDC
Nikt nie zabroni nam marzyć. Ratajski rozpoczyna mistrzostwa świata
I znów dotarliśmy do punktu, w którym cała historia schodzi na dalszy plan. Było w tym roku trochę radości, jeszcze więcej było smutku, ale wszystko to można zmazać jednym turniejem. Zwycięstwa, porażki, niespodzianki i rozczarowania – wszelkie zdarzenia z przeszłości bledną w świetle jaskrawej sceny w Alexandra Palace. Miejsce, w którym przegrani mogą sporo zyskać, a zwycięzcy – o czym niektórzy już się przekonali – mają wiele do stracenia. Nas ten drugi scenariusz obchodzi akurat mniej. W tym roku ciężko o oczekiwania. Londyn odwiedzamy jedynie z nadziejami.
Polscy kibice – z jakiegoś powodu – mają przypiętą łatkę nadmiernych optymistów. Kolokwialnie rzecz ujmując: podobno jesteśmy specjalistami w pompowaniu balonika. Wprawdzie istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że tę łatkę przypięliśmy sobie sami (a w gruncie rzeczy niczym nie różnimy się od innych), ale to nie zmienia faktu, że łatka nadal wisi. Jeśli ktoś zgadza się z takim stereotypem: ma do tego pełne prawo. Jeśli nie: być może ucieszy się, że tegoroczne mistrzostwa świata stanowią jego zaprzeczenie. Tym razem naprawdę ciężko o znalezienie hurraoptymistów.
I w sumie ciężko się temu dziwić. Każdy wie, jak jest. Dart nie stanowi już dla nas takiej nowości – mniej więcej zdążyliśmy się zorientować, jakie mechanizmy rządzą tym sportem. Wiemy, na co możemy realnie liczyć, wiemy też, co pozostaje w sferze marzeń.
Wiemy na przykład, że Krzysztof Ratajski najprawdopodobniej nie odblokuje się w magiczny sposób tylko dlatego, że scena stanie się trochę bardziej zielona, a w puli nagród znajdzie się trochę więcej pieniędzy. Ten rok był, jaki był – bez trofeów, bez telewizji na jesieni i z regularnymi spadkami w obu głównych rankingach. Mistrzostwa są w końcu wielkim podsumowaniem sezonu – imprezą docelową, która wiąże się z największą presją. W takich okolicznościach ciężko grać wybitnego darta bez wystarczającej pewności siebie. Są oczywiście przypadki Rydza czy Cullena, ale znacznie więcej jest przypadków Clemensów, Menziesów czy Tricole’ów. Jeśli nie znalazłeś pewności przez cały rok, zapewne nie znajdziesz także i tutaj.
Wiemy też, że Ratajskiemu w telewizji po prostu nie idzie. Ta passa jest niestety dołująca. Od czasu Players Championship Finals 2022 nie zdarzyło się jeszcze, by Polski Orzeł zagrał więcej niż dwa mecze w jednym turnieju telewizyjnym (poza specyficznym Grand Slamem). Gdy tylko wydawało się, że czarną serię uda się przerwać, zawsze coś stanęło na przeszkodzie. Mistrzostwa świata? Podwójne z Claytonem nie zadziałały. Grand Prix? Price rozdał mnóstwo prezentów, a i tak wygrał 3:0. UK Open? Do comebacku z Kingiem zabrakło jednej trafionej lotki. Matchplay? Ni stąd, ni zowąd Gilding przypomniał sobie, jak należy rzucać do tarczy. Ostatnie PC Finals? Na finiszu Heta wrzucił wyższy bieg. Po prostu – ciągle coś zawodziło.
Wiemy też, po jakich zawirowaniach Ratajski przylatuje do Londynu. Polak wygrał najważniejszą walkę – tę o własne zdrowie, a może nawet i życie. To walka, przy której – siłą rzeczy – lotki musiały zejść na dalszy plan.
Jednym słowem – wiemy, z jakiej pozycji nasz reprezentant przystępuje do mistrzostw świata. Nie jest to pozycja faworyta – skarżyszczanin to po prostu jeden z wielu graczy. A skoro to jeden z wielu graczy, ciężko oczekiwać od niego czegoś więcej, niż od – no właśnie – kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu innych zawodników.
Nadal możemy marzyć
Nie będziemy nikogo oszukiwać – historia z przełomu 2020 i 2021 roku prawdopodobnie się nie powtórzy. Sportowa Polska zapewne nie usłyszy o darcie. W każdym razie, pewnie usłyszą głównie ci, którzy i tak już słyszeli. Jeśli ktoś nie lubi czuć się zawiedzionym, nastawianie się na cud nie będzie zbyt racjonalnym podejściem.
To jednak nie oznacza, że nie mamy prawa mieć nadziei. Poza wszystkimi negatywami, jest jeden element, który gra na naszą korzyść. A jest nim turniejowa drabinka.
Punkt numer jeden: w mistrzostwach nie ma już Michaela Smitha, który miał być potencjalnym przeciwnikiem Ratajskiego w trzeciej rundzie. W tym miejscu ktoś może powiedzieć: “Co z tego, że go nie ma, skoro on i tak jest bez formy? Przecież Kevin Doets jest równie mocnym graczem, co udowodnił w bezpośrednim starciu. Nazwiska nie grają!”. I wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że dart to gra w dużej mierze oparta na prawdopodobieństwach. Holender zanotował świetny występ, ale takich występów nie notuje regularnie. Nikt nie wątpi, że zawodowy darter może zagrać na wysokiej średniej – z tym, że jedni robią to częściej, a inni rzadziej. Doetsowi wyszło, ale co do zasady robi to rzadziej od Smitha. Na przestrzeni jednego meczu zdarzyć się może wszystko, ale przed jego startem nie wszystko jest tak samo prawdopodobne. Rozkład kursów bukmacherskich dla pojedynku Ratajski – Smith byłby inny niż dla pojedynku Ratajski – Doets.
Punkt numer dwa: w drugiej rundzie rywalem Polaka miał być Richard Veenstra, a jest nim Alexis Toylo. I tu historia jest podobna jak w przypadku Doetsa i Smitha: człowiek, którego baliśmy się bardziej, jest już poza turniejem. Nie bez powodu to Holender był uznawany za faworyta meczu pierwszej rundy i nie bez powodu to on znajduje się w czołowej pięćdziesiątce światowego rankingu. A że przegrał 0:3 po fatalnym meczu? My możemy się tylko cieszyć.
Być może Filipińczyk nie da Ratajskiemu szans. Być może znów nie straci żadnego seta i pozostanie nam tylko irytowanie się na tempo gry i rytuał rzucania niewidzialnymi lotkami przed rozpoczęciem kolejki. Niczego nie da się wykluczyć. Nie zmienia to jednak faktu, że przed startem spotkania to Polak jest wyraźnym faworytem.
Jako że w internecie obecna jest moda na wygłaszanie nieoczywistych stwierdzeń, tutaj padnie oczywiste stwierdzenie: na papierze Toylo jest graczem wyraźnie słabszym od Ratajskiego, a poziom prezentowanej przez niego gry znajduje się – uśredniając – o jedną lub dwie półki niżej. Z Veenstrą też zresztą nie było wybitnie – wystarczyła 86-punktowa średnia przy połowie lotek trafionych na podwójnych. Gdyby taki mecz zanotował Ratajski, zapewne zebrałby sporo krytyki. W przypadku Filipińczyka – na razie – także nie ma powodów do paniki.
Krzysztof Ratajski – Alexis Toylo: ostatnie 12 miesięcy
Krzysztof Ratajski | Alexis Toylo | |
---|---|---|
Średnia | 94,19 ✅ | 85,68 |
Średnia: pierwsze 9 lotek | 103,16 ✅ | 94,16 |
% checkoutów: do zamknięcia jedną lotką | 74,5% ✅ | 73,3% |
% checkoutów: do zamknięcia dwiema lotkami | 44,7% | 48,1% ✅ |
% checkoutów: do zamknięcia trzema lotkami | 10,9% ✅ | 6,5% |
Średnia wizyt 171+ na lega | 0,25 ✅ | 0,21 |
Najwyższa średnia w sezonie | 115,35 ✅ | 101,35 |
Najlepszy wynik w MŚ | ćwierćfinał (2021) ✅ | 2. runda (2025) |
Źródło danych: Darts Orakel
Te mistrzostwa już nas jednak przyzwyczaiły, że w darcie nie można być pewnym niczego. Z jednej strony – to oznacza, że nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy po godzinie piętnastej odczuwali mniej więcej mieszankę tego, co odczuwaliśmy po starciach ze Steve’em Lennonem i Bruno Stoecklim. Z drugiej – po tym sezonie chyba i tak nie mamy prawa do wygórowanych oczekiwań. Niech więc dzieje się co chce. Kto wie, może akurat wyjdzie na nasze.
Mistrzostwa świata PDC 2025 – 2. runda
(31) Krzysztof Ratajski -:- Alexis Toylo
Początek meczu: 23.12 (poniedziałek), godz. 13:40
Lokalizacja: Alexandra Palace, Londyn (Anglia)
Format: do 3 wygranych setów
Transmisja: Viaplay / PDC.TV
Nagroda za awans do 3. rundy: 25 tys. funtów (o 10 tys. więcej niż za 2. rundę)
Rywal w 3. rundzie: Kevin Doets