PDC
Jak debiutować, to właśnie w takim stylu. 7 dni do turnieju w Polsce!
Tydzień – tylko tyle i aż tyle dzieli nas od drugiej edycji Superbet Poland Darts Masters. Kalendarz PDC jest nieubłagany: Dania, parę Challenge Tourów, dwa Playersy, kwalifikacje do European Touru, a później przyjdzie czas na Gliwice. Nim jednak o tym, poświęćmy chwilę meczowi, który podczas zeszłorocznej edycji turnieju skradł większą część show niż powinien (przynajmniej na papierze).
Gdybyśmy wzięli pod lupę wszystkie spotkania turnieju w Warszawie, pewnie wyróżnilibyśmy dwa, po których nie spodziewaliśmy się zbyt wiele. Ot, mecze do zapomnienia, które miały się skończyć szybkim 6:0 lub 6:1 na korzyść faworyta. Jedno z nich przybrało nawet taki scenariusz – Nandor Major spudłował niecały tuzin lotek na podwójnych w starciu z Luke’iem Humphriesem, nie ugrywając choćby lega. Gdy więc na scenę wychodził Łukasz Wacławski – gracz debiutujący w wielkim, telewizyjnym turnieju – mieliśmy prawo spodziewać się czegoś podobnego.
Po pierwsze – już wygrana w tarnowskich kwalifikacjach do tej imprezy była drobną niespodzianką. Nie dlatego, że The Hound to jakaś przypadkowa postać – co to, to nie. Koniec końców niewielu Polaków może się pochwalić wygraną w turnieju WDF. W tamtym sezonie dałoby się jednak znaleźć kilku zawodników, którzy częściej pojawiali się na arenie międzynarodowej – zaczynając od Sebastiana Białeckiego, przez Tytusa Kanika, Mirosława Grudzieckiego czy Sebastiana Steyera, aż po Dawida Herberga i Jakuba Janaszkiewicza. Jednym słowem – w tamtych kwalifikacjach zdecydowanie miał kto grać.
Po drugie – i być może najważniejsze – z Gerwynem Price’em nigdy nie rywalizuje się łatwo. Niezależnie od stażu czy liczby zdobytych trofeów – na świecie jest może trzech zawodników, którzy w starciu z Icemanem byliby faworytami. Losowanie nie było łaskawe, a dowód tego dostaliśmy już na początku spotkania: pierwszy leg i osiem perfekcyjnych lotek. Do 9-dartera zabrakło Price’owi dosłownie milimetrów. Jeśli ktoś jeszcze nie wierzył, to właśnie zobaczył, z kim przyszło się tego dnia mierzyć.
Tego dnia Price nie grał jednak z rywalem, który w takiej sytuacji załamałby ręce. Jeśli presja debiutu i gry z byłym mistrzem świata miała kogoś sparaliżować, to na pewno nie naszego reprezentanta.
Bo tak to już jest, że z podejściem do darta jako do prawdziwego sportu nadal bywa różnie. Wielu graczy wciąż preferuje luźne nastawienie i traktowanie tej gry jako barowej zabawy. W porządku, można i tak. Na tym tle Wacławski prezentuje się jednak jako jeden z najbardziej świadomych graczy. To zawodnik, który doskonale wie, jak trenować, jak przygotować się do zawodów i – koniec końców – jak nie zostać stłamszonym przez niepotrzebne emocje.
Widzieliśmy to przy walk-onie, widzieliśmy to też na scenie. W meczach z gwiazdami PDC droga do wyniku 0:6 jest krótsza niż mogłoby się wydawać. Tym razem do wjazdu na nią brakowało jeszcze dobrych paru kilometrów. Price wprawdzie wygrał drugą partię, ale Polak dopiero zaczynał się rozkręcać. Wszystko, co dobre, zaczęło się bowiem od słynnego już maksa.
Zamiast jednostronnego sparingu dostaliśmy pełnoprawne widowisko w turnieju telewizyjnym. Miało być łatwo dla Price’a – zrobiło się 2:2. Ba, tak naprawdę Walijczyk mógł przegrywać nawet 2:3, gdy zaciął się na zamknięciach. Polak dostał dwie lotki na przełamanie. Pech chciał, że tym razem podwójna czwórka odmówiła współpracy.
Dalsza część spotkania przebiegła już wprawdzie pod dyktando Icemana, ale czy wynik 3:6 w debiucie z mistrzem świata można uznać za realną porażkę? Jeśli przedmeczowe kursy oscylowały wokół wartości 1.01, to bukmacherzy spodziewali się czegoś w rodzaju typowego starcia reprezentacji San Marino. Do San Marino było jednak daleko – tym razem faworyt musiał się napocić.
Czego sobie życzyć po turnieju w Gliwicach? Poza kosmicznym graniem, dziewiątymi lotkami i jeszcze lepszą atmosferą – byłoby miło, gdybyśmy za rok mogli wspomnieć o podobnie fajnej historii.
ZOBACZ TEŻ:
[QUIZ] Z kim grali biało-czerwoni? 40 legendarnych meczów polskiego darta!