PDC
1759 dni posuchy, czyli szklany sufit niemieckiego darta
Przyzwyczailiśmy się już, że pod względem wyników dart stał się w ostatnich latach wyjątkowo otwarty. Obecnie nikt już nie wygrywa dwudziestu turniejów w sezonie, a wyniki Playersów, mówiąc pół żartem, momentami sprawiają wrażenie wylosowanych przez program komputerowy. Jednak w całej tej symulacji, wśród wszystkich zmiennych, znajduje się też jedna złośliwa stała – Niemcy nigdy nie wygrywają turniejów.
Bicie głową w mur
Wraz z końcem tegorocznego Matchplaya wybiło 1759 dni od czasu ostatniego triumfu niemieckiego gracza w zawodach głównego touru – wtedy, podczas jednego z ostatnich turniejów Players Championship w 2018 roku, sztuki tej dokonał Max Hopp, jako pierwszy i ostatni Niemiec w historii PDC. Dla zobrazowania – są to czasy tak odległe, że Glen Durrant grał wciąż w BDO, a Corey Cadby miał jeszcze zezwolenie na wjazd do Wielkiej Brytanii. Dla Hoppa był to zresztą drugi tytuł w zawodowej karierze. Pozostali niemieccy gracze łącznie siedmiokrotnie meldowali się w finałach Pro Tourowych eventów. Sześć razy okazję miał Gabriel Clemens, jednak zawsze brakowało albo odpowiedniego poziomu (porażki 0-8 i 1-8), albo chłodnej głowy (porażka 5-6 z Garym Andersonem, pomimo prowadzenia 4-1). Raz do finału zdołał dotrzeć też Martin Schindler, ale przegrał bez większej historii.
I to w zasadzie tyle. Jak na niemal pięć lat rozgrywek – wynik wyjątkowo skromny. Szczególnie, że w dzisiejszych realiach wygrywanie turniejów nie jest już zabawą przeznaczoną wyłącznie dla elity. Przez wspomniane 1759 dni tytuły Pro Touru zdobywali chociażby Harry Ward, Jim Williams, Scott Williams czy Keegan Brown. Gracze może i nieprzypadkowi, ale jednak – w skali całego touru – raczej ze średniej półki. Do samych finałów tylko w ostatnim czasie dochodzili Luke Woodhouse, Chris Landman czy Boris Koltsov. Ten ostatni – podczas jednego z bardziej szalonych turniejów ostatnich lat, gdzie rolę pierwszoplanową odgrywała regularnie rozpraszająca graczy syrena przeciwpożarowa.
Dość powiedzieć, że, Schindler jest obecnie drugim najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem głównego rankingu bez żadnego wygranego turnieju w profesjonalnym tourze. Drugim, bo pierwsze miejsce zajmuje Clemens.
Co jednak jest w tej całej historii najbardziej zdumiewające – od czasu ostatniego triumfu Hoppa, niemieccy gracze aż 61 razy docierali do ćwierćfinałów turniejów głównego cyklu. 61 razy! To zdanie nie jest ani żartem, ani hiperbolą. Playersy, European Toury, singlowe i deblowe turnieje telewizyjne – każdy z tych przypadków skończył się rozczarowaniem.
Teoretyczna potęga
Zdecydowanie nie powinna dziwić częstotliwość, z jaką Niemcy znajdują się w finałowych fazach rozgrywek. W końcu nie mówimy tutaj o pierwszym lepszym kraju, tylko o jednym z darterskich gigantów, o oczku w głowie PDC, na którym federacja w dużej mierze buduje swój kapitał w Europie kontynentalnej. Tylko w tym sezonie Niemcom powierzono organizację 17 eventów z głównego kalendarza, do czego dochodzi jeszcze szereg turniejów pobocznych. Te działania mają zresztą wymierny efekt. Nie ulega wątpliwości, że promocja darta u naszych zachodnich sąsiadów to jeden z większych sukcesów PDC. Półfinałowy mecz Clemensa podczas ostatnich mistrzostw świata, transmitowany przez telewizję Sport1, zebrał przed telewizorami niemal dwa miliony Niemców, w peaku sięgając nawet czterech milionów.
Z tą promocją naturalnie wiąże się zwiększona liczba graczy – wszak w Niemczech zdecydowanie ma kto grać. W bazie serwisu Darts Orakel bez problemu znajdziemy sześćdziesięciu niemieckich darterów, których tegoroczna średnia przekracza 75 punktów – pod tym względem lepiej wypadają jedynie Anglia i Holandia. W dużej mierze jest to oczywiście zasługa Challenge i Development Tourów, których istotna część odbywa się właśnie w Niemczech. Ale nawet nie trzeba odwoływać się do statystyk – z Niemiec po prostu regularnie wypływają kolejne nazwiska, które w pewnym momencie kariery otrzymują łatkę dużego talentu: chociażby wspomniany wcześniej Max Hopp, Nico Kurz, Florian Hempel czy nawet Lukas Wenig. W tym miejscu dochodzimy jednak do kolejnej bolączki niemieckiego darta – bowiem każdy z tych graczy osiągnął szczyt formy na pułapie znacznie niższym od swojego potencjału, by później wyraźnie zjechać z poziomem. Skrajnym przykładem jest Fabian Schmutzler: człowiek znikąd, który dwa lata temu szturmem wziął europejską część Development Touru, zostając drugim najmłodszym debiutantem w historii mistrzostw świata – w tym roku jego średnia spadła o “bagatela” 15 punktów.
Roczne średnie niemieckich graczy w latach 2020 – 2023
Mijają kolejne miesiące, a przekucie potencjału w proporcjonalne do niego sukcesy wciąż stanowi barierę nie do przejścia.
Z nadziejami na przyszłość
Zainteresowanie, chętni do gry, turnieje, sukcesy juniorskie – choć wszystko wydaje się być na swoim miejscu, dorobek Niemców na najwyższym szczeblu wciąż pozostaje wyjątkowo skromny. Ale prawdą też jest, że przeszłość wcale nie musi determinować przyszłości, a ta, w przypadku niemieckiego darta, wciąż rysuje się w jasnych barwach – przynajmniej na papierze.
Wraz z ostatnimi mistrzostwami świata i udanymi występami w World Cupie, Gabriel Clemens chyba na dobre zerwał z łatką gracza słabego psychicznie. Skuteczny na punktacji Martin Schindler jest w stanie rywalizować z dowolnym graczem na świecie. Ricardo Pietreczko już od kilku lat notuje stały progres – dość powiedzieć, że zabrakło dwóch lepszych podłogówek, żeby zagrał w tegorocznym Matchplayu. Pascal Rupprecht, po spektakularnym Q-Schoolu, notuje też całkiem obiecujący początek przygody z zawodowym tourem. Ostatnie dwa lata to także imponujący progres Niko Springera – gracza, którego nie widujemy zbyt często, choć jego statystyki już teraz pozwalałyby na rywalizację o miejsce w czołowej 64 światowego rankingu – przynajmniej czysto w teorii. Na scenie European Touru kilkukrotnie z dobrej strony pokazał się też Liam Maendle-Lawrence. Tak, może i styl gry 18-latka przypada do gustu głównie jego sponsorom, nastawionym na ekspozycję telewizyjną swoich logotypów – no ale ostatecznie znaczenie ma tylko to, co siedzi w tarczy. Powyższe grono lada moment uzupełnić może Yorick Hofkens – niedawny mistrz Niemiec w kategorii juniorskiej, już teraz przedstawiany przez niektórych jako gracz o potencjale większym nawet od Clemensa i Schindlera. Na takie osądy może i jest jeszcze za wcześnie, ale 16-latek dał temu stwierdzeniu solidne podstawy, w niezłym stylu wygrywając młodzieżowy Europe Cup federacji WDF. Przyczepić można by się było jedynie o poziom gry pań. Jedyną Niemką, która na dobre zaistniała w darterskim świecie, wciąż pozostaje Sarah Milkowski – coś nam jednak podpowiada, że w tym przypadku aspekt sportowy nie jest jedynym istotnym czynnikiem.
Wszystkich nazwisk nie sposób byłoby wymienić. Koniec końców, w niemieckim darcie jest po prostu zbyt dużo jakości, by ta ściana niedosytu nie została w końcu zburzona. I choć wśród części niemieckich kibiców da się już wyczuć pewien rodzaj zniecierpliwienia, to kolejnych pięciu lat oczekiwania, mimo wszystko, raczej nie przewidujemy.
wstydwdf
30 lipca, 2023 o 14:06
Oj tak, do milkowskiego ochy i achy ze strony brytoli. Przebila Fallon Sherrock, to na pewno. Ladna kobieta. Ale czy przebije Emme Paton? Ona na calym swiecie jest obiektem westchnien.