PDC
Betonoza wygrała z różnorodnością. Czy monotonia zabije nadchodzący sezon?
Nie każda decyzja PDC musi być zrozumiała dla przeciętnego widza. Ba, nie każda decyzja PDC musi być zrozumiała dla przeciętnego posiadacza karty – część postanowień może być nawet niekorzystna dla samych darterów. Problemy zaczynają się w momencie, gdy danej decyzji nie rozumieją ani gracze, ani kibice. Premier League wystartowała po raz kolejny, lecz w tym sezonie elitaryzm kojarzy się gorzej niż w poprzednich latach.
14 stycznia 2022 roku – piątkowy wieczór, godzina 20. Choć skład darterskiej Premier League nie był jeszcze znany, w mediach społecznościowych PDC pojawił się komunikat o nowym, rewolucyjnym formacie rozgrywek. “Każdy mecz ma znaczenie!” – grzmiał opublikowany właśnie post, opatrzony grafiką wyjaśniającą nowo wprowadzone zmiany. W efekcie reformy opisanej jako “największy wstrząs w historii turnieju” każdy z poszczególnych eventów stawał się mini-turniejem – liczba graczy została ograniczona do ośmiu, a dawno niewidziane postaci challengerów na dobre odeszły do lamusa.
Reakcje fanów były mieszane. Optymiści dostrzegli w reformie zmianę in plus – format potrzebował zmian, bo po latach stał się zwyczajnie nudny. Zmiana punktacji oznaczała też większą nieprzewidywalność. Pesymiści reformy skupili się głównie na niepotrzebnym zabetonowaniu rozgrywek. W tamtym czasie dart nie był już zdominowany przez Michaela van Gerwena, gonionego przez kilku graczy wąskiej czołówki. Wygrywanie turniejów stało się inkluzywne, więc jaki był sens ograniczania i tak wąskiej już stawki?
Głosy krytyki zostały zignorowane. Tegoroczna edycja będzie trzecią w historii rozgrywaną według nowych zasad. Czy fani pokochali nową Premier League? Do tego tematu jeszcze wrócimy. Zmiana formatu była bowiem istotna nie tylko w kontekście ligi samej w sobie. PDC wysłała jasny sygnał, że jeszcze częstsze pojedynki czołowych graczy postrzega jako coś właściwego i dobrego dla rozwoju federacji. “Może i stawka jest wyrównana, ale sprzedaż biletów i oglądalność są generowane przez wielkie nazwiska”. Na dobitne potwierdzenie takiego podejścia musieliśmy poczekać jeszcze dwa lata, gdy doszło do reformy European Touru – wcześniej otwartego na graczy z dalszych miejsc, od tego roku – zajętego przez czołówkę dwóch głównych rankingów.
Te same postaci, które przez 17 tygodni na okrągło grają mecze między sobą, są też głównymi gwiazdami cyklu World Series oraz wszystkich turniejów telewizyjnych. Od tej pory, w większości przypadków, będą mieć także pewne miejsce w European Tourze. Im więcej szans na grę, tym łatwiej utrzymać się w czołówce – a co za tym idzie, łatwiej grać w kolejnych turniejach. Rotacja w czołówce dwóch głównych rankingów spadnie, a na tym ucierpi także różnorodność.
No dobrze – ktoś mógłby powiedzieć – będziemy częściej oglądać mecze między czołowymi graczami, ale czy na koniec dnia nie o to właśnie chodzi? Po co męczyć kibiców jakimiś podłogowymi przeciętniakami, skoro można ich zastąpić wielkimi nazwiskami? Dart ma dostarczać emocji, a nikt nie dostarcza ich lepiej niż znani gracze, prawda? Cóż – i tak, i nie. A przynajmniej nie do końca.
Malejąca użyteczność krańcowa
Wyobraźmy sobie wyczerpanego i spragnionego człowieka, który nieoczekiwanie trafił na jedyny w okolicy lokal, w którym mógł nabyć kubek zimnej wody. Sprzedawca nie omieszkał wykorzystać sytuacji, ustanawiając cenę na poziomie 30 złotych za jeden kubek. Klient – jak na wyczerpaną osobę przystało – nawet nie próbował się kłócić i zapłacił żądaną kwotę. Choć zdołał zaspokoić swoje pragnienie, uznał, że chętnie wypiłby jeszcze jeden kubek – jego potrzeba nie była już jednak tak pilna, by znów był skłonny zapłacić tak wysoką kwotę. W ostateczności obie strony przystały na cenę 5 zł. Choć klient rozważał wypicie także trzeciej porcji, nie miał najmniejszego zamiaru płacić więcej niż złotówkę za kubek – wszak jego potrzeba została niemal w całości zaspokojona. Ponieważ sklepikarz ustawił cenę na 2 zł, do kolejnej transakcji już nie doszło.
Ten przykład to ilustracja zależności znanej jako prawo malejącej użyteczności krańcowej. Dodatkowa korzyść spada wraz z kolejną jednostką konsumowanego dobra. Zakup telewizora może być dobrym pomysłem, ale drugi i trzeci telewizor z reguły byłby zbędny. Frekwencja na zawodach w skokach narciarskich jest niższa w niedzielę, bo część kibiców zaspokoiła potrzebę obejrzenia konkursu już w sobotę. Gdy piłkarze Realu Madryt wygrywali trzecią Ligę Mistrzów z rzędu, nie okazywali tak wielkiej radości, jak po pamiętnej La Décimie. Każdym dobrem można się przesycić – każde dobro w pewnym momencie traci swoją wyjątkowość. Z jakiego powodu oglądanie meczów darterskich nie miałoby działać wedle tej samej reguły?
W tym sezonie dostaniemy więcej tego samego. World Series, Premier League, European Tour, wszelkie turnieje telewizyjne – produkt stanie się bardziej jednorodny niż kiedykolwiek. Jednorodny, czyli – w tym przypadku – monotonny. Malejącą użyteczność krańcową możemy bowiem z łatwością przenieść do darterskiego świata. Mimo bahrajńskiej otoczki, pierwszy pojedynek Littlera z van Gerwenem był czymś ekscytującym. Czy tak samo będzie w przypadku ich siódmego meczu na przestrzeni trzech miesięcy? Na takim etapie zeszłoroczne starcia Claytona z van Gerwenem stawały się raczej obiektem żartów, a nie wielce prestiżowym widowiskiem.
W trakcie zeszłorocznej Premier League Matthew Edgar zwrócił uwagę na statystyki oglądalności poszczególnych nocy. Według danych Barb Audiences, pierwszą kolejkę turnieju obejrzało 190 tysięcy Brytyjczyków. Wynik naprawdę dobry – zwłaszcza że kanały z grupy Sky Sports nie są ogólnodostępne, w przeciwieństwie choćby do ITV. Na nieszczęście PDC, kolejne tygodnie przyniosły bardzo duże spadki. Już w drugim tygodniu oglądalność spadła o 30%, a w szóstym – o ponad połowę, kończąc z nieco ponad 90-tysięczną publiką.
100 tysięcy osób wybrało inną rozrywkę. Najwyraźniej potencjalna użyteczność z obejrzenia kolejnego starcia Michaela Smitha z Nathanem Aspinallem okazała się niewystarczająca.
Czy to oznacza, że umrzemy z nudów?
Przed startem zreformowanego European Touru monotonia w Premier League nie jest najbardziej optymistycznym z możliwych prognostyków. Zamiast historii pokroju tej napisanej przez Wesleya Plaisiera w German Darts Open, będziemy regularnie oglądać te same nazwiska. Czy to oznacza, że European Tour stanie się równie nieciekawy? Poza tym, że prestiż meczów między czołowymi graczami znów poleci w dół, sprawie nie pomaga jednorodność eventów z tego cyklu – w tym roku dodatkowo pogłębiona przez zabetonowane grono uczestników. A że połowa imprez rozgrywana jest w Niemczech, to już swoją drogą – wszak nawet nazwy poszczególnych turniejów są wyjątkowo… zwyczajne. Fakt – są na tym świecie tacy, którzy potrafią bez chwili zastanowienia odróżnić German Darts Grand Prix od European Darts Grand Prix, ale poza Danem Dawsonem jest ich pewnie ze trzydziestu ośmiu.
Większych zmartwień nie powinno być za to przy okazji turniejów telewizyjnych. Ilekroć Luke Humphries nie zmierzyłby się z Gerwynem Price’em w Premier League czy European Tourze, wielkie mecze telewizyjne wiążą się z zupełnie innym kontekstem. Turnieje European Touru są raczej homogeniczne, ale majory już niekoniecznie – przecież każdy wie, że Grand Slam to faza grupowa, Grand Prix to podwójne na otwarcie, a Matchplay to ta druga impreza pod względem prestiżu, w dodatku z bogatą historią. Jednym słowem – tutaj wszystko powinno zostać po staremu.
Stratni, przynajmniej w krótkiej perspektywie, nie będą też kibice na trybunach. Nie ma co się oszukiwać, dla przeciętnego fana wizyta PDC w pobliżu jego miejsca zamieszkania jest jedyną okazją na zobaczenie gwiazd światowego darta bezpośrednio na miejscu – a gdy taka okazja już się nadarza, siłą rzeczy chce się oglądać najlepszych z najlepszych. W tym kontekście reforma European Touru powinna przynieść pewne pozytywne efekty – trybuny w piątkowe popołudnia może nie będą już tak puste, jak dotychczas.
A co zostaje kibicom sprzed telewizorów? Żeby zakończyć temat optymistycznym akcentem – Krzysztofowi Ratajskiemu powinno być odrobinę łatwiej o kwalifikację do kolejnych turniejów. Kto wie, może nawet uda się powtórzyć sukces z Jeny? Na ten rodzaj monotonności nawet byśmy nie narzekali.
Michal
2 lutego, 2024 o 16:28
A propos tej oglądalności poszczególnych nocy zeszłorocznej Premier League, widziałem że piątkowa sesja popołudniowa UK Open (czyli bez top32) miała lepszą ogladalność od wszystkich nocy poza pierwszą.
Tomek Przyborowski
2 lutego, 2024 o 19:52
Różnica w oglądalnościach była ogromna, ale też ciężko powiedzieć, na ile to kwestia transmitowania UK Open przez ITV, czyli jednak darmową stację (w przeciwieństwie do Sky Sports)