Obserwuj nas

Wywiady

Karta PDC? Do trzech razy sztuka!

Dwa mecze – tyle, na początku roku, dzieliło go od realizacji marzenia każdego darterskiego amatora. I chociaż tym razem jeszcze się nie udało, to wielu kibiców właśnie w nim upatruje kolejnego, polskiego właściciela karty PDC. Zapraszamy na wywiad z Mirkiem Grudzieckim!

Źródło: Polska Organizacja Darta

Mirek, przebojem wdarłeś się do czołówki polskich darterów. Jest to o tyle godne podziwu, że zrobiłeś to w rekordowym krótkim czasie. Narosło zresztą wiele mitów dotyczących tego, kiedy tak naprawdę zacząłeś rzucać. No więc ustalmy, jak to dokładnie było.

– Moje pierwsze zetknięcie z dartem, kiedy w ogóle dowiedziałem się, że istnieje taka dyscyplina i zapoznałem się z jej zasadami, to było w 2021 roku. Jedna z osób w firmie w której pracuję, poprosiła mnie o zamontowanie tarczy u siebie w domu. Zdemontowaną tarczę softową wziąłem ze sobą i zamontowałem u mnie na działce. Później dokupiłem tarczę sizalową i weekendami – głównie z braćmi Przemkiem i Piotrkiem – zaczęliśmy sporadycznie rzucać. W listopadzie 2021 w niedaleko ode mnie położonym Kleszczowie był organizowany turniej przez Pawła Moskota. Z tego co pamiętam, to był cykl pod nazwą “z Dartem w Nowy Rok”. Stwierdziłem, że warto spróbować swoich sił na zawodach i od tego momentu sprawy potoczyły się bardzo szybko.

Tak się składa, że właśnie wróciłeś z kolejnego turnieju, a dokładnie z węgierskich kwalifikacji do European Touru. Domyślam się, że cel minimum to było zgarnięcie przynajmniej jednego biletu na scenę PDC. Nie udało się, więc jak zatem oceniasz swój występ?

– Tak, dokładnie. Celem było wygranie choćby jednego turnieju, ale niestety wyszło jak wyszło. Mimo wszystko wyjazd oceniam pozytywnie, dużo meczów zagranych na średniej 85-90, kilkukrotnie odwracałem też losy spotkań, gdzie przegrywałem różnicą 2-3 legów. Coś takiego buduje, co nie zmienia faktu, że swojego nadrzędnego założenia nie udało mi się zrealizować.

Przykład kwalifikacji pokazuje, że czasami wiele zależy od szczęścia, czyli od drabinki. Nie masz wrażenia, że ta była dla Ciebie wyjątkowo mało łaskawa?

– W sporcie jak w życiu – trzeba mieć trochę szczęścia. W darcie szczęście zaczyna się w momencie losowania drabinki turniejowej, bo moim zdaniem ma to bardzo duży wpływ na osiągnięty rezultat. W takich zawodach jak kwalifikacje do ET nie ma rozstawień i czasami żeby wygrać, wystarczy zagrać na średniej 80-85, a czasami grasz na średniej 90+ i nic nie osiągniesz. A czy mogłem coś ugrać przy innym losowaniu? Co bym teraz nie powiedział, to i tak tylko gdybanie.

Grand Prix Polski w Nowym Targu. Foto – Polska Organizacja Darta

Szerszej publiczności dałeś się poznać podczas tegorocznego Q-Schoola. Mimo, że pojechało tam wielu znakomitych polskich darterów, to – nie licząc Radka Szagańskiego – Ty byłeś najbliżej sukcesu. Jak to wszystko oceniasz z perspektywy czasu? Niedosyt?

– Niedosyt bezpośrednio po turnieju był ogromny. Miałem przekonanie, że uciekło mi z rąk coś naprawdę dużego. Z czasem gdy emocje opadły, traktuję to jako nauczkę i doświadczenie. Wierzę, że te czynniki zaprocentują w przyszłości.

Nie jest trochę tak, że po Q-Schoolu pomyślałeś sobie, że nie taki diabeł straszny, że i na kolejnym nie wypuścisz już szansy z rąk?

– To było moje drugie podejście, więc może do trzech razy sztuka (śmiech). Q-School nie jest absolutnie taki straszny, jak mogłoby się wydawać. Zawody jak każde inne, tylko poziom trochę wyższy 😉 A wracając do pytania – liczę, że doświadczenie, które zdobyłem przy okazji poprzednich dwóch wyjazdów spowoduje, że przy okazji trzeciego podejścia wreszcie uda mi się wykonać zadanie.

A jak wyglądają organizacyjnie turnieje typu kwalifikacje do ET czy Q-School? Wszystko jest dopięte na ostatni guzik?

– Organizacyjnie wszystko przebiega sprawnie. Wszystkie mecze można śledzić na DartConnect, chociaż sporadycznie zdarzają się jakieś zawieszki. Gdybym jednak miał się do czegoś przyczepić, to do tego, że w kwalifikacjach do ET musimy sami sobie liczyć punkty. Nie ma niestety markerów i z chwilą, gdy musisz policzyć jakiś mecz, a za chwilę rozpoczynasz własny, to może to mieć pewne przełożenie na grę.

Na Q-Schoolu jeżeli masz podejrzenie o nieczyste intencje markera bądź marker się myli, można poprosić o zmianę. Jest kilku markerów z PDC i oni wtedy przejmują liczenie.

Dobrze, że do tego nawiązujesz, bo wiemy, że właśnie na Q-Schoolu miałeś dość nieprzyjemną sytuację związaną z liczeniem.

– Tak, to prawda. W drugim turnieju finałowym, w fazie TOP 16 grając z Timem Woltersem (gdzie markerem był inny gracz z Niemiec, z którym zdążyłem już wygrać na tych zawodach) przy stanie 5:5 przeciwnik miał finisz 113. Rzucił kombinację T19 – 18 – D18. Sędzia zaliczył i mecz się skończył. Tyle że po 57 punktach powinien rzucać 20 na D18. Niestety w całej sytuacji zorientowałem się już po odejściu od tarczy, cofnąć się tego nie dało, marker szybko czmychnął. Ja byłem na finiszu 52 i chociaż nie mam pewności, że bym go skończył, to niedosyt pozostał.

ZOBACZ TEŻ
Development Tour 16: Nijman nowym liderem, Greaves goni Białeckiego

Chciałbym jednak z góry zaznaczyć, że nie szukam usprawiedliwień. Mówię o tym głównie w kategoriach kolejnego doświadczenia i przestrogi.

Ogólnie mecz z Woltersem to jeden z dwóch, który pamiętam szczególnie, właśnie ze względu na wspomniane okoliczności.

A drugi?

– Drugi to kiedy po raz pierwszy w oficjalnym spotkaniu rangi PDC moja średnia wyniosła 100+. To było w marcu 2024, gdy na Challenge Tourze grałem z Patrickiem Matem.

Skądinąd wiemy, że ostatnio ten wyczyn powtórzyłeś choćby na turnieju w Łodzi 🙂 A wracając jeszcze do Q-Schoola, to wielokrotnie obserwowaliśmy, jak ratowałeś się nieprawdopodobnymi, a jednocześnie mało popularnymi checkoutami. Czujesz, że bez względu na stan licznika, możesz zakończyć lega praktycznie w każdym momencie?

– Każdy checkout jest nieprawdopodobny, dopóki go nie zamkniesz 🙂 Od początku miałem tłumaczone przez bardziej doświadczonych kolegów – ustawiamy się na swoim ulubionym dablu. Ale jeżeli jest możliwość finiszu, to kończymy każdym i może dlatego zdarzają się czasami dość nietypowe zakończenia z mojej strony. Ja szczerze mówiąc nie zwracam na to uwagi, chociaż checkout oceniam akurat jako swój duży atut.

Skoro jesteśmy przy silnych i słabszych stronach, to czujesz, że masz jeszcze rezerwy? Pytanie nieprzypadkowe, bo poczyniłeś niesamowity progres w krótkim czasie i jasnym jest, że kolejne efekty będą pewnie coraz mniej widoczne.

– W kontekście szybkiego progresu, to złożył się na to przede wszystkim systematyczny trening plus regularna rywalizacja. W Łodzi mamy wielu znakomitych darterów, a poziom gry na turniejach lokalnych jest moim zdaniem najwyższy w kraju. Dochodzą do tego liczne wyjazdy na Grand Prix i Puchary Polski. Wychodzę z założenia, że tylko konkurowanie z zawodnikami na swoim bądź wyższym poziomie pozwala podnosić własne umiejętności.

A jeżeli chodzi o rezerwy. Analizując swoją grę na Q-Schoolu czy w kwalifikacjach w Budapeszcie, często słabo wchodzę w mecz i później muszę gonić wynik. Tutaj chyba jest największa przestrzeń do poprawy.

Twoją silną stroną wydaje się z kolei mental, bo chociaż nie mieliśmy jeszcze okazji poznać się osobiście, to zdajesz się być zawodnikiem, który podchodzi do gry na chłodno.

– Zgadza się. Zawsze staram się podchodzić do tarczy bez większych emocji. Wydaje mi się, że to zasługa tego, iż przez wiele lat trenowałem lekkoatletykę, a konkretnie skok wzwyż. Mam wrażenie, że moja głowa jest dzięki temu lepiej przygotowana na rywalizację pod presją.

A jest jakiś zawodnik na którym się wzorujesz? Lubisz w ogóle oglądać dart w telewizji?

– Moim ulubionym zawodnikiem jest Peter Wright. Zawsze mu kibicuję, a zwłaszcza teraz, gdy jest trochę w słabszej formie i mam nadzieję, że szybko wróci na właściwy dla siebie poziom. Rzucam zresztą jego lotkami Mamba, chociaż trochę zmodyfikowanymi.

Jeśli chodzi o oglądanie darta, to jak najbardziej. Śledzę każdy European Tour, czy Premier League. Kibicem jestem raczej stacjonarnym, chociaż rok temu oglądałem na żywo Poland Darts Masters w Warszawie. W tym roku będę kibicował naszym przed telewizorem.

To jeszcze mała zmiana tematu. Ostatnio PDC wypowiedziała się o alkoholu w darcie. Co Ty o tym wszystkim myślisz?

– Sądzę, że każdy wie, do czego to się wszystko sprowadza. Z jednej strony PDC zabrania i nakłada kary na zawodników wnoszących alkohol, a z drugiej udostępnia swój alkohol w wyznaczonych miejscach, czy to na Q-Schoolu czy Challenge Tourach. Jeżeli PDC chciałaby dokonać realnego zakazu, to wystarczyłyby kontrole grających zawodników, a o niczym takim nie słyszałem.

Wiadomo, że PDC jest prywatną organizacją mającą przynosić zyski, dlatego alkohol, który był w darcie od zawsze, stety lub niestety zawsze będzie z nim kojarzony.

Wiemy, że na nasze pytania odpowiadasz po pracy. A co w sytuacji, gdyby udało Ci się wywalczyć kartę? Masz na to jakiś plan?

– Mam plan, ale na razie zostawię go dla siebie.

A miewasz czasami takie myśli, że “będę zawodowym darterem“?

– Do tego to bardzo długa droga, bo tutaj nie wystarczy samo zdobycie karty PDC. Bycie zawodowym darterem rozumiem jako traktowanie darta jako swoją pracę i że jesteś w stanie się z tego utrzymać. Ale jeśli mam być zupełnie szczery, to tak, miewam takie myśli. Bo czemu miałbym nie mieć? 🙂

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Maksymalny rozmiar przesyłanego pliku: 2 GB. Możesz przesłać: zdjęcie, audio, video, dokument, etc. Linki do YouTube, Facebooka, Twittera i innych serwisów wstawione w tekście komentarza zostaną automatycznie osadzone. Drop files here

Sponsor główny

Sklepy partnerskie

Zostań Patronem

Reklama