Obserwuj nas

Newsy

Pogromu czołówki ciąg dalszy – piąty dzień World Matchplay za nami

Damon Heta, Jonny Clayton, Ryan Searle i Luke Humphries kompletują ósemkę ćwierćfinalistów tegorocznego Matchplaya. Co niespotykane – w turnieju nie ma już żadnego gracza z czołowej czwórki rankingu.

Źródło: Professional Darts Corporation

Wieczór zaczął się… powiedzmy, że nienadzwyczajnie. Sesję otworzył bowiem pojedynek Damona Hety z Brendanem Dolanem. Patrząc tylko po nazwiskach, moglibyśmy się spodziewać trzech rzeczy: kolejnego kreatywnego walk-onu Australijczyka, średniej gry na punktacji i bardzo dobrych zamknięć z obu stron. Cóż, wszystko poszło zgodnie z planem. No, może poza jednym – mecz przypominał bardziej sesję treningową Hety, niż pojedynek 1/8 finału Matchplaya. Dość powiedzieć, że walk-ony były prawdopodobnie najciekawszą częścią spotkania. Wygląda bowiem na to, że Dolan zużył wszystkie swoje zasoby na pojedynek z van Gerwenem, kończąc dzisiejsze spotkanie z zabójczą – a raczej samobójczą – siedmioprocentową (!) skutecznością na podwójnych. Z kolei Heta robił dokładnie to, co robi przez cały obecny sezon – nie podkręcał tempa bardziej, niż byłoby to konieczne. Tak naprawdę mecz zamknął się już po pierwszej sesji, zakończonej wynikiem 5:0 dla Australijczyka. Dalej było już tylko więcej tego samego – ot, panowie rzucali sobie do tarczy, a realizator co jakiś czas dopisywał kolejne legi do jednego z nazwisk. Wynik? 11:1 bez większej historii.

Znacznie ciekawiej zapowiadał się pojedynek Jonny’ego Claytona z Dimitrim van den Berghiem. I zaczęło się naprawdę obiecująco. Już w czwartym legu Walijczyk popisał się spektakularnym checkoutem ze 170 punktów, a świetna gra na punktacji pozwoliła mu na zejście na przerwę z wynikiem 3:2, z przewagą jednego przełamania. Gdyby nie proste pomyłki na podwójnych, Ferret wyciągnąłby z tej sesji nawet więcej.

Obraz gry niespecjalnie zmienił się po powrocie na scenę: Belga, mimo naprawdę dobrej gry, przy życiu utrzymało głównie zamknięcie ze 125 przy stanie 2:4. Clayton w żadnym stopniu nie przypominał siebie z meczu z Clemensem. Punktacja, timing, wysokie zamknięcia – u Walijczyka wszystko było na swoim miejscu. Kolejne przełamanie, tym razem na 8:4, w zasadzie rozstrzygnęło mecz. Finisz ze 156? Nie ma problemu. 126? Z największą łatwością. Przy tak grającym Claytonie, Dimiemu pomóc nie mogła nawet magia Winter Gardens. Belg musiał uznać wyższość rywala, przegrywając 6:11.

W pojedynku z Ryanem Searle’em, honoru czołowej czwórki rankingu bronić miał Peter Wright. I choć jeszcze trzy dni temu to zdanie mogłoby mieć wyłącznie ironiczny wydźwięk, to chyba już zdążyliśmy się przyzwyczaić, że w kontekście Szkota nie należy doszukiwać się jakiejkolwiek większej logiki. I nie, tym razem nie czepiamy się doboru lotek startowych (tym razem zmienionych po pięciu legach), bo problemem Petera Wrighta nie były dziś lotki. Problemem było dziś… bycie Peterem Wrightem. Konkretniej – bycie Peterem Wrightem z tego sezonu, bo Snakebite zagrał po prostu przeciętnie. Problemy zaczęły się w szóstym legu, w którym Anglik uzyskał przełamanie. Reszta meczu była jedną wielką gonitwą, bez szczęśliwego zakończenia. Wrightowi brakowało mocnej punktacji i skuteczności w kluczowych momentach. I choć sam Searle zagrał dziś na zdecydowanie niższym poziomie niż przeciwko van Barneveldowi, popełniając ogrom błędów na podwójnych, to do końcowego sukcesu wystarczyła czysta moc punktowa, która dała Anglikowi zwycięstwo 11:8.

Prawdziwy hit dostaliśmy jednak dopiero na sam koniec. Ktoś uszczypliwy mógłby powiedzieć, że mecz Luke’a Humphriesa z Dirkiem van Duijvenbode był trochę jak tenis w federacji WTA – innymi słowy, przełamanie goniło przełamanie. Można by się było też przyczepić, że poziom był, jak na możliwości obu graczy, mocno średni. Ale za to jak dobrze się to oglądało! Pomińmy na chwilę aspekt czysto sportowy – to spotkanie miało wszystko, co jest potrzebne do świetnej rozrywki – wielkie nazwiska, prestiż, walkę wewnątrz legów, spektakularne checkouty i regularne zwroty akcji. No właśnie – zwroty akcji. Niby większość meczu toczyła się pod dyktando jednego gracza, zgodnie z ustalonym schematem – van Duijvenbode ucieka, Humphries goni. Zaczęło się od szybkiego 3:0, przez 5:3, 8:5, aż do wyniku 10:7. Gdy jednak wydawało się, że Holendra nic nie ma prawa pozbawić awansu do ćwierćfinału, losy meczu odmieniły dwa czynniki: chłodna ręka pozwoliła Anglikowi dwukrotnie uratować lega na czerwonym środku, a gorąca głowa po raz kolejny pozbawiła Holendra wygranego meczu, pomimo lotki meczowej. Humphries przełamał przy stanie 12:12 i było już w zasadzie po sprawie. Parafrazując klasyka – mecz jak nigdy, wynik jak zawsze. W tym konkretnym przypadku – 14:12 dla Anglika.

ZOBACZ TEŻ
Littler z uznaniem o Andersonie. "Chciałbym go z powrotem w Premier League"

 

Ćwierćfinały rozegrane zostaną w dwóch sesjach wieczornych, 20 i 21 lipca.

Wyniki:

☘️ Brendan Dolan (89.08) 1:11 🇦🇺 Damon Heta (95.68)

🏴󠁧󠁢󠁷󠁬󠁳󠁿 Jonny Clayton (101.90) 11:6 🇧🇪 Dimitri van den Bergh (93.49)

🏴󠁧󠁢󠁳󠁣󠁴󠁿 Peter Wright (91.90) 8:11 🏴󠁧󠁢󠁥󠁮󠁧󠁿 Ryan Searle (95.22)

🏴󠁧󠁢󠁥󠁮󠁧󠁿 Luke Humphries (95.17) 14:12 🇳🇱 Dirk van Duijvenbode (93.04)

Pary ćwierćfinałów:

🏴󠁧󠁢󠁥󠁮󠁧󠁿 Joe Cullen – ☘️ Daryl Gurney

🏴󠁧󠁢󠁥󠁮󠁧󠁿 Chris Dobey – 🏴󠁧󠁢󠁥󠁮󠁧󠁿 Nathan Aspinall

🇦🇺 Damon Heta – 🏴󠁧󠁢󠁥󠁮󠁧󠁿 Luke Humphries

🏴󠁧󠁢󠁥󠁮󠁧󠁿 Ryan Searle – 🏴󠁧󠁢󠁷󠁬󠁳󠁿 Jonny Clayton

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Maksymalny rozmiar przesyłanego pliku: 2 GB. Możesz przesłać: zdjęcie, audio, video, dokument, etc. Linki do YouTube, Facebooka, Twittera i innych serwisów wstawione w tekście komentarza zostaną automatycznie osadzone. Drop files here

Sponsor główny

Sklepy partnerskie

Zostań Patronem

Reklama