Obserwuj nas

Wywiady

“Marzyłem o tym, że zostanę komentatorem”. Rozmowa z Arkiem Salomonem

Można powiedzieć, że to idealny przykład, że marzenia się spełniają. I chociaż w przeszłości zdarzało mu się komentować nawet rugby, to dziś mało kto wyobraża sobie transmisję z darta bez jego głosu i legendarnych ciekawostek. Zapraszamy na wywiad z komentatorem Viaplay, Arkiem Salomonem!

Źródło grafiki: ŁND

Arek, jesteśmy jeszcze w trakcie World Matchplay, ale nie ma już w tym turnieju Polaka. Wydawało się, że po wygranej Krzysztofa Ratajskiego z Davem Chisnallem mogliśmy oczekiwać znacznie więcej. Andrew Gilding pozbawił nas jednak złudzeń.

– Sam Krzysztof te oczekiwania rozbudził po bardzo dobrym meczu pierwszej rundy. Już dawno nie mieliśmy tyle luzu przy okazji wygranego meczu Ratajskiego w turnieju telewizyjnym. Oczywiście Chizzy zagrał po prostu słaby mecz, ale trzeba było to jeszcze wykorzystać i nie narobić sobie niepotrzebnych problemów – a z tym w przeszłości Polak miewał kłopoty. W drugiej rundzie optymizm i przekonanie o możliwym awansie do ćwierćfinału opierały się też na postaci samego rywala. Gilding już dawno zatracił swoją najlepszą formę i wydawał się rywalem do pokonania. W praktyce wyszło jednak inaczej – Goldfinger przypomniał o swoich największych atutach i praktycznie nie wybaczał błędów. Ratajski zagrał solidnie, ale na tym poziomie to często nie wystarcza. Żal mi trochę końcówki meczu. Udało się nadgonić wynik do stanu 5-7, ale przegrany leg na 5-8 jakby zakończył rywalizację i końcówka spotkania przeszła już bez większej historii.

To teraz trudne pytanie – czy według Ciebie możemy jeszcze oczekiwać, że Krzysztof Ratajski ugra coś dużego na scenie telewizyjnej?

– To zależy, co mamy na myśli przez „coś dużego”. Trudno realnie marzyć o tym, żeby Ratajski wygrał turniej telewizyjny. Mało dostajemy ostatnio takich sygnałów od samego Polaka. Prawdopodobnie ten najlepszy okres w jego karierze mamy już za sobą. Obecnie bardziej musimy się martwić o sam udział Krzysztofa w największym imprezach – w końcu jego gra w tegorocznym World Grand Prix nadal stoi pod znakiem zapytania. Ratajski to cały czas bardzo solidny zawodnik z zaplecza czołówki, którego stać na wiele. Nie powinniśmy jednak stawiać mu wygórowanych oczekiwań, tylko cieszyć się, że wciąż mamy naszego reprezentanta w czołówce. Musimy cierpliwie czekać na dobry moment, może odrobinę szczęścia w losowaniu i być może znów przeżyjemy wielki turniej w wykonaniu Ratajskiego. Na szczęście w darcie wszystko dzieje się nagle i trudno cokolwiek zakładać. Kto przewidział Ritchiego Edhouse’a grającego w Matchplayu? Kto by pomyślał, że Jonny Clayton tak szybko przestanie rządzić w światowej czołówce?

A może “problem” stanowi nowy image Polskiego Orła? Na temat gumy, jaką żuje Krzysztof Ratajski być może powstanie niedługo jakaś praca dyplomowa, bo niektórzy właśnie w niej upatrują porażek Polaka. Jak Ty to wszystko odbierasz?

– Myślę, że trochę za bardzo się na tym skoncentrowaliśmy i temat został rozdmuchany. Legendarne żucie gumy powinno pozostać obecne w sferze żartów, ale nie powinniśmy szukać w nim przyczyn porażek. Trudno powiedzieć, skąd wziął się ten pomysł w głowie Ratajskiego, ale to chyba dobrze, że cały czas poszukuje różnych sposobów na zoptymalizowanie swojej gry. Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że sama guma do żucia nie przegrała Ratajskiemu żadnego meczu (śmiech).

World Matchplay to kolejny duży turniej, jaki współkomentujesz na antenie Viaplay. Pamiętasz jak to się wszystko zaczęło?

– Moja przygoda z dartem zaczęła się od strony DartsPL, którą założyliśmy razem z moim przyjacielem. Wyszło trochę z przypadku, a skończyło się na tym, że dart stał się ważną częścią mojego życia. Komentowanie zaczęło się jeszcze w czasach Sportklubu. Udało mi się wygrać konkurs, który polegał na przesłaniu krótkiego fragmentu meczu z moim komentarzem. Wybrałem początek meczu Jose de Sousy z Nathanem Aspinallem z Premier League 2021, w którym Portugalczyk rzucił 9. lotkę! Można powiedzieć, że mój pierwszy skomentowany 9 darter wylądował w szufladzie (śmiech). Chwilę poźniej zostałem wrzucony na głęboką wodę – miałem przyjemność skomentować końcówkę pandemicznego sezonu Premier League. Potem przyszedł debiut w TVP Sport i mogłem zmierzyć się z pozostałymi turniejami telewizyjnymi. Wszystko potoczyło się bardzo szybko i po przejściu darta do Viaplay dostałem szansę komentowania „na pełen etat”. Od tego roku komentujemy we dwóch już wszystkie turnieje od tych największych po European Toury, co bardzo cieszy, bo świadczy o dobrej oglądalności darta w Viaplay.

A jest trochę tak, że liczyłeś na angaż w telewizji? Zwłaszcza, że przecież miałeś już doświadczenie w komentatorce, bo wiemy, że zajmowałeś się choćby piłką ręczną.

– Przed tym, jak zacząłem komentować darta moje doświadczenie było mimo wszystko znikome i dość amatorskie. W czasach studenckich komentowałem najróżniejsze mecze drużyn lokalnych i rozgrywek studenckich. Przerobiłem wiele dyscyplin – futsal, piłkę nożną, siatkówkę, piłkę ręczną, zdarzyło się nawet skomentować mecz… rugby. Tylko to była bardziej zabawa, przyjemne spędzanie czasu wolnego. Dopiero dart stworzył mi możliwość robienia tego na poważnie. Na telefon z Viaplay na pewno po cichu liczyłem. Miałem nadzieję, że występy w Sportklubie i TVP Sport otworzą drogę do komentowania w jeszcze większym wymiarze czasowym. Do tej pory to wszystko wydaje mi się trochę irracjonalne i nierealne. Od małego marzyłem o tym, że zostanę komentatorem, ale przyznam, że sam nie do końca wierzyłem w to, że ten cel uda się zrealizować.

Jak Ci się współpracuje z Kubą Łokietkiem? Wydaje się, że dość szybko znaleźliście wspólny język.

– Nie lubię gościa… nie no, żartuję oczywiście (śmiech). Dobrze nam się współpracuje! Szybko złapaliśmy dobry kontakt. Całe szczęście, że tak jest, bo czasem spędzamy ze sobą całe dnie. Trudno byłoby komentować z kimś, kogo nie lubię i nie czuję się przy nim swobodnie. Wszystko wyszło bardzo naturalnie, w samym komentarzu też wydaje mi się, że dość dobrze się uzupełniamy.

Odczuwasz w ogóle jakiś stres przed wejściem na antenę?

– Na pewno nie jest to stres, który paraliżuje. Nazwałbym to bardziej skokiem adrenaliny, „pozytywnym” stresem. Na pewno oswoiłem się już ze świadomością, że słuchają mnie ludzie. Na początku tego stresu było pewnie więcej. Bardziej stresujące jest dla mnie nagrywanie czegoś przed kamerą. Wtedy trudno mi się zachowywać naturalnie, bo czuję na sobie oko kamery.

Dużo czasu spędzasz na researchu? Znalazłem na Wykopie taki post, że potrafiłeś wyciągnąć, iż Alan Soutar brał udział w operacji wojskowej w Kosowie w 1999 roku…

– Staram się zawsze być dobrze przygotowanym. Jeśli chodzi o ciekawostki, to na tym się trochę opiera moja „filozofia” komentowania, jeśli mogę to tak górnolotnie nazwać. Uważam, że dart jest momentami nieco jednostajny i nie sposób cały czas odnosić się do tego, co dzieje się w danym meczu. Stąd lubię mieć w zanadrzu jakieś historyjki o zawodnikach, żeby coś opowiedzieć słuchaczom.

Co do czasu przeznaczanego na research, to wychodzi różnie. Dużo zależy od tego, jaki turniej będziemy komentować i jak bardzo znajome twarze będą na nim występować. Jeśli na scenie mamy Michaela van Gerwena, to nie sposób opowiedzieć o nim coś nowego co tydzień. Ciekawiej robi się przy bardziej egzotycznych darterach lub takich, którzy regularnie na scenie się nie pojawiają – wtedy można zaszaleć! Do tego mam stworzoną bazę z wynikami zawodników, którą na bieżąco aktualizuję, tak żeby mieć wszystko pod ręką. Kiedyś miałem jeszcze manię tego, żeby wszystko notować ręcznie na kartkach, ale z czasem pogodziłem się z tym, że na komputerze idzie jednak szybciej.

ZOBACZ TEŻ
MŚ WDF: Porażka "jedynki" i błysk McGuirka. Początek turnieju kobiecego

A zdarza Ci się słuchać samego siebie? Robisz jakąś analizę tego, co powiedziałeś na wizji?

– Przyznam szczerze, że mam z tym problem. Nie lubię tego robić i trochę mnie to za każdym razem stresuje. Przez to, że materiały na Viaplay znikają po jakimś czasie, trudno też do tego zasiąść na spokojnie między turniejami. Natomiast staram się to robić co jakiś czas i słucham niektórych sesji wyrywkowo.

Zdarzyło się, że ktoś Cię poznał po głosie?

– Nie, raczej nie (śmiech). Podczas Poland Darts Masters ktoś chyba zorientował się rozmawiając ze mną, że ja to ja. Więcej takich sytuacji nie było.

Prawa do darta niedługo znów pojawią się na stole negocjacyjnym. Jaki według Ciebie byłby optymalny scenariusz dla tej dyscypliny?

– Nie wiem, trudno mi coś konkretnego powiedzieć w tym temacie. Wydaje mi się, że to, co obecnie oferuje Viaplay jest dla każdego fana darta idealnym rozwiązaniem – pełen wachlarz rozgrywek w jednym miejscu. Ktoś powie, że nie jestem w tej sprawie obiektywny, ale przecież przez pierwszy rok funkcjonowania Viaplay w Polsce korzystałem z tej platformy jedynie jako użytkownik. Nikt wcześniej w Polsce nie dał tylu możliwości do oglądania darta. Na pewno fajnie by było, gdyby to ponownie była platforma streamingowa – wtedy można łatwiej sobie wyobrazić transmisje nie tylko z tych największych turniejów, ale także z turniejów ET. W przypadku klasycznej TV pewnie wrócimy do czasów transmitowania tylko największych imprez. Mam nadzieję, że dart przez ten czas wyrobił sobie jakąś markę i będzie mimo wszystko smakowitym kąskiem na rynku praw sportowych.

Ale chyba fajnie, że dużo komentarzy brzmi w ten sposób – nieważne gdzie, ważne żeby był Kuba i Arek.

– No pewnie, że fajnie! Zawsze miło się czyta takie komentarze, bo to oznacza, że jest grupa ludzi, którym podoba się to, co robimy. A o to w tym wszystkim chodzi, żeby zadowoleni byli widzowie i odbiorcy.

To może przejdźmy teraz do rodzimego darta. Według Ciebie polski dart organizacyjnie, ale też sportowo idzie do przodu?

– Obecnie trochę wypadłem z obiegu i nie jeżdżę na turnieje tak często, więc trudno mi to oceniać. Na pewno można dostrzec dwa duże pozytywy – liczbę ludzi na turniejach i liczbę młodych zawodników, którzy grają w darta. Pamiętam czasy przed pandemią, gdy przychodziłem na turnieje w Krakowie i brało w nich udział 8 osób. Osiem osób w ogromnym Krakowie! Dla mnie to było szokujące. Teraz takich obrazków już na szczęście nie ma i w dużych miastach na turnieje przychodzi kilkadziesiąt osób – często nawet w okolicach stu. Powiew młodości też jest dobrym znakiem. Sami ostatnio relacjonowaliście turniej WDF na Łotwie, w którym brało udział sporo naszych juniorów. Fajnie, że młodzi w Polsce mają możliwość gry, bo coraz więcej widuje się turniejów skierowanych właśnie do najmłodszych. Ostatnio widziałem, że w Krakowie powstała nawet Akademia z zajęciami dla juniorów – były tam też organizowane spotkania z Krzysztofem Kciukiem i Łukaszem Wacławskim. Im więcej bodźców, które zachęcają młodszych do wzięcia lotek do rąk, tym lepiej. Nie ma co ukrywać, jeszcze jakiś czas temu średnia wieku osób grających w darta była dużo wyższa.

Sebastian Białecki – w nim należy upatrywać kolejnego Polaka z kartą PDC?

– Na pewno Seba nadal jest naszą największą nadzieją. Dobrze by było, żeby w końcu wygrał tę kartę, wszedł na kolejny poziom i zaczął zbierać doświadczenie w PDC. Może uda się w tym roku poprzez Development Tour – tam na razie wygląda to obiecująco. Lepiej omijać Q School, bo ten turniej to zawsze jest odrobinę loteria. Ale poza Sebą możemy jeszcze liczyć na innych. Coraz wyraźniej łokciami na krajowym podwórku rozpycha się Mirek Grudziecki, który już rok temu zaliczył bardzo dobry występ w Q Schoolu. Myślę, że ostatniego słowa nie powiedzieli też Krzysztof Kciuk, Tytus Kanik i Łukasz Wacławski. Mamy w Polsce kilku zawodników, którzy przy dobrych wiatrach mogą o kartę powalczyć.

Skoro jesteśmy na polskim podwórku, to czy planujesz wrócić do pracy w terenie? Swojego czasu na stronie DartsPL takie rzeczy jak relacje z mistrzostw Polski czy innych ważnych turniejów się pojawiały. Potem projekt upadł. Jest chęć powrotu do pisania? Miejsce w redakcji ŁND ciągle czeka!

– DartsPL otworzyło mi drogę do świata darta i miałem masę radości z prowadzenia tej strony. Natomiast był to projekt hobbystyczny, przy którym pracowały dwie osoby i z czasem zaczęło na niego po prostu brakować czasu. Pod koniec przynosił więcej frustracji niż radości, więc trzeba było powiedzieć sobie pas. W ostatnim czasie bardzo doceniłem swobodę i wolny czas, który pozwala mi w pełni skupić się na przygotowaniach do komentowania. Natomiast mam w sobie głód robienia czegoś jeszcze. Czy to będzie pisanie? Nie wiem, bo obecnie mam już pewność, że jeszcze więcej frajdy sprawia mi gadanie.

A jak Ci się podoba, że żyjemy w erze Luke’a Littlera. Nie wszystkich ten młokos przekonuje, ale bez wątpienia – przydał się dartowi bardzo.

– Nie przeszkadza mi to! Co prawda efekt Littlera nie dotyczy nas tak bardzo, jak ma to miejsce w Wielkiej Brytanii, ale podejrzewam, że i u nas w kraju parę osób o darcie usłyszało właśnie dzięki Littlerowi. Chyba każdy sport potrzebuje czasem powiewu świeżości i nowych twarzy, które zagrażają czołówce. Littler zrobił jeszcze więcej, przerósł wszelkie oczekiwania i nadzieje, które mieliśmy wobec niego. Pozycja, jaką wyrobił sobie Littler w świecie mediów jest czymś nowym dla darta. Nie było jeszcze zawodnika, który wzbudzałby taką ekscytację i takie zaciekawienie mediów. Niezmiennie ciekawi mnie, jak to będzie wpływało na Littlera, ale chyba te obawy dotyczące samego Anglika są z miesiąca na miesiąc coraz mniejsze. Niezależnie od tego, jakie wyzwanie jest mu rzucane, on radzi sobie z nim doskonale. Pewnie szybko się go z czołówki nie pozbędziemy, ale dobrze, że co jakiś czas jest jednak sprowadzany nieco na ziemię. Matchplay pokazał, że przynajmniej na razie nie będzie tak, że Littler będzie wygrywał dosłownie wszystko. I dobrze! Gdyby to wszystko przyszło za szybko, to Anglik mógłby się nasycić.

Powiedz jeszcze o swoich rekordach. Najwyższy finisz? Najszybsza lotka?

– Z moim graniem w darta to obecnie nie jest najlepiej (śmiech). Sporo kombinowałem z rzutem i doszedłem do tego etapu, że nie jestem w stanie rzucać prawą ręką. Jakoś od początku tego roku przerzuciłem się na rzucanie lewą, więc można powiedzieć, że zaczynam przygodę od nowa. A swego czasu coś tam machałem – nigdy wielkim zawodnikiem nie byłem i pewnie nie będę, ale porywalizować potrafiłem. Jeśli chodzi o rekordy to najlepszy leg to była bodajże 13 lotka, a najwyższy checkout 155. 

źródło zdjęcia – Dart Wrocław

To ze swoją formą, pokonania którego dartera z kartą PDC byłbyś najbliżej?

– Chyba Callana Rydza (śmiech).

Dlaczego akurat jego?

– Bo bym powoli wyciągał lotki z tarczy (śmiech).

No i zawsze można liczyć, że będzie rzucał dwiema lotkami.

– O to to!

1 Komentarzy

1 Komentarz

  1. Oko Tygra

    Oko Tygra

    23 lipca, 2024 o 22:10

    Oglądanie bez komentarza panów Arka i Kuby to jak kolarstwo bez Jarońskiego. Trzymajcie poziom dalej chłopaki!

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Maksymalny rozmiar przesyłanego pliku: 2 GB. Możesz przesłać: zdjęcie, audio, video, dokument, etc. Linki do YouTube, Facebooka, Twittera i innych serwisów wstawione w tekście komentarza zostaną automatycznie osadzone. Drop files here

Sponsor główny

Sklepy partnerskie

Zostań Patronem

Reklama