Newsy
Szagański: moim celem jest Kantele. O reszcie będę myślał później
Radek Szagański był gościem audycji Weekly Dartscast, znanego podcastu prowadzonego przez Alexa Mossa i Burtona DeWitta. W rozmowie poruszono wiele tematów dotyczących zarówno kariery Polaka, jak i zbliżających się mistrzostw świata. “To największy turniej w moim życiu” – przyznał.
Sezon 2023 okazał się przełomem w karierze Radka Szagańskiego, który jest obecnie drugim najwyżej sklasyfikowanym Polakiem w światowym rankingu, a w październiku wygrał pierwszy zawodowy turniej w PDC. Wszystko zaczęło się jednak od… wizyty u szwagra. – Zacząłem grać właśnie dzięki niemu. Gdy zmierzyliśmy się po raz pierwszy, bardzo wysoko przegrałem. Nie miałem pojęcia, że trenował już od dawna. Po kilku miesiącach panowie zmierzyli się ponownie, tym razem z innym rezultatem.
44-latek, choć reprezentuje polskie barwy, już od kilkunastu lat mieszka w Irlandii. – Już wcześniej miałem tutaj paru przyjaciół. Mówili, że życie w Irlandii jest prostsze, a pieniądze znacznie lepsze niż w Polsce. Razem z dziewczyną postanowiliśmy wyjechać – to było aż 17 lat temu! Zarobiliśmy trochę pieniędzy i wróciliśmy do Polski, by wyprawić wesele. Od razu jednak pomyśleliśmy: “Tak, w Irlandii życie naprawdę jest lepsze”. Wróciliśmy więc i zostaliśmy na stałe – przyznał.
– Na początku żyliśmy w miejscowości Limerick – w tym samym mieście, w którym mieszkał William O’Connor. Co za tym idzie, poziom od zawsze był tu wysoki. Był jeszcze inny gracz – Connie Finnan, kolejny posiadacz karty PDC. Gdy zaczynałem, grałem właśnie z nimi – od początku musiałem mierzyć się z tak mocnymi rywalami. Chciałem być taki, jak oni. Gdy trenujesz z kimś tak dobrym, jak William O’Connor, siłą rzeczy twój poziom także idzie w górę.
Ważną częścią kariery Szagańskiego był memoriał Toma Kirby’ego – turniej na kształt irlandzkiego Matchplayu. – Dwa razy przegrałem w finale tych rozgrywek. Gdyby mi się udało, już wtedy grałbym w mistrzostwach świata. Pamiętam, że w finale z Mickiem McGowanem w 2016 roku miałem lotkę meczową na bullu. Byłem załamany, bo naprawdę ciężko trenowałem przed tym turniejem. Nie udało się, ale cały czas liczyłem, że pewnego dnia zagram w Ally Pally. Od dawna o tym marzyłem – dodał.
Polak kilkukrotnie brał udział w Q-Schoolu, ale w kilku pierwszych edycjach nie zdołał wygrać karty. Plany krzyżowała mu również pandemia. – Wtedy nie mogłem pojechać do Niemiec, więc przez cały rok trenowałem online z moim kolegą – Sebastianem Steyerem. Graliśmy niemal każdego dnia. Dzięki temu mogłem zaobserwować, na jakim poziomie właściwie się znajduję. Przed Q-Schoolem w 2022 roku byłem niezwykle pewny siebie – jechałem tam, by wygrać kartę. Tak się właśnie stało.
Początki zawodowej kariery okazały się jednak niezwykle skomplikowane, głównie ze względu na łączenie jej z pracą zawodową. – Na co dzień pracuję jako kierowca autobusu. Na początku było strasznie ciężko – dochodziło do sytuacji, kiedy nie miałem czasu na odpoczynek – wracałem z turniejów i musiałem iść do pracy. Przez trzy albo cztery miesiące było bardzo trudno. Czasami siedziałem wykończony na lotnisku i zastanawiałem się, co ja tu w ogóle robię. Każdy mi mówił, że przecież jestem zawodowcem, więc moje życie musi być wspaniałe! Otóż nie, wcale nie było tak wspaniale. Próbowałem umilić sobie podróże, oglądając seriale na tablecie. Tak naprawdę to były jedyne momenty, gdy mogłem sobie na to pozwolić – wspominał.
W tym roku sprawy zaczęły się układać znacznie bardziej pomyślnie. Szagański najpierw dotarł do półfinału podłogówki w Leicester, by kilka miesięcy później wygrać swój pierwszy zawodowy turniej. – Wszystko zaczęło się od… Jacquesa Labre, który spudłował cztery lotki meczowe w pierwszej rundzie. Później zmierzyłem się z Dimitrim van den Berghiem i Jonnym Claytonem, z którym zagrałem chyba najlepszy mecz tamtego dnia. Dalej był Joyce, Kuivenhoven, Pietreczko i na końcu Connor Scutt. Ale to po starciu z Claytonem menadżer powiedział mi, że tamtego dnia nic mnie nie powstrzyma. Nie chciałem jednak nakręcać się na to, że w kolejnym turnieju muszę zrobić to samo. Po prostu byłem szczęśliwy – wskazał.
Wielkim wydarzeniem były także zawody World Series w Polsce, gdy 44-latek zadebiutował na wielkiej scenie PDC. – Turniej w Warszawie był dla mnie wielkim wydarzeniem. Cztery tysiące ludzi skandowało moje imię. W pewnym momencie już mnie nie obchodziło, jak zakończy się spotkanie – po prostu czułem dumę. Spotkanie z Noppertem traktowałem jako przygotowanie przed mistrzostwami świata, bo cały czas wierzyłem, że zagram w Ally Pally – powiedział.
Celem numer jeden są teraz nadchodzące mistrzostwa świata. Polak prawdopodobnie będzie musiał wygrać dwa mecze, by obronić kartę. – W tym tygodniu wziąłem urlop w pracy po to, by trenować. Siedzę w domu, gram i oglądam serial, bo gdybym ciągle rzucał do tarczy, zaraz by mi się znudziło. Z reguły trenuję po dwie lub trzy godziny dziennie, ale teraz zwiększyłem czas do czterech godzin. Czy myślę o obronie karty? Nawet jeśli starasz się o tym nie myśleć, to inni ludzie Ci o tym powiedzą. W pierwszym meczu gram z Marko Kantele, a o ewentualnym drugim spotkaniu nawet jeszcze nie myślę. Na ten moment to Kantele jest moim celem – zaznaczył.
Szagański zdradził także plany na przyszły rok. – Cel na 2024 jest prosty: jeśli utrzymam kartę, to gram w dalej w tourze. Jeśli ją stracę, spróbuję swoich sił w Q-Schoolu – zakończył.
KS Lotnik 1946 Wrocław
15 grudnia, 2023 o 16:28
Powodzenia i 9 lotki życzę