Newsy
Anderson: nigdy w życiu nie miałem tyle szczęścia!
Gary Anderson po ponad dekadzie przerwy wrócił na szczyt European Touru. W finale turnieju w Sindelfingen pokonał Rossa Smitha. W pomeczowym wywiadzie podkreślił jednak, że końcowy sukces w dużej mierze zawdzięcza… szczęściu i pomyłkom rywali.
Wcześniej w sesji finałowej Anderson pokonał Josha Rocka i Roba Crossa. Wydawało się, że jego przygoda zakończy się na starciu z Irlandczykiem, ale ten spudłował lotki meczowe. Z kolei Voltage w półfinale nie nawiązał do poziomu z poprzednich spotkań. – Nigdy w życiu nie miałem tyle szczęścia, co w trzech ostatnich meczach! Tak samo było w meczu z Rockiem, który na przestrzeni ostatnich miesięcy gra fenomenalnie. Nie powinienem był pokonać ani Rocka, ani Crossa, ani Smitha! To był po prostu jeden z tych dni, gdy mi się poszczęściło.
Od ostatniego triumfu Andersona na wielkiej scenie minęło prawie pięć lat – wówczas wygrał World Cup of Darts w parze z Peterem Wrightem. Poprzednie zwycięstwo w European Tourze odnotował z kolei ponad dekadę temu – w sezonie 2014. – Zajęło mi to sporo czasu. Po pierwszym meczu na średniej 110 i kolejnym starciu z Gerwynem Price’em mój poziom szybko zjechał w dół. Może kolejny turniej wygram już w takim stylu, w jakim powinno się to robić – zażartował.
Dla Latającego Szkota turniej w Sindelfingen był momentem powrotu po kontuzji ramienia, której doznał 19 marca w turnieju Players Championship. Wielu kibiców miało obawy, czy po powrocie 53-latek będzie w stanie rywalizować na tym samym poziomie. – Jestem wykończony. Po meczu w sesji popołudniowej wróciłem do hotelu – to była najgorsza decyzja, jaką mogłem podjąć! Trzeba było zostać tu na miejscu.
W przeszłości Anderson nie był regularnym uczestnikiem European Touru. Dość powiedzieć, że wcześniej tylko trzykrotnie dotarł do półfinału turnieju tego cyklu. – Ta publiczność jest niesamowita. Oglądałem European Tour w telewizji i widziałem, jak wzrastała liczba kibiców podczas kolejnych turniejów. Czy to w Niemczech, czy w Holandii – wszędzie jest tak samo. A skoro tak jest, to dlaczego nie miałbym grać?
Na przestrzeni turnieju optymalnej formy nie pokazywał także ostatni przeciwnik Szkota – Ross Smith. W starciach z Ritchiem Edhouse’em i Damonem Hetą musiał liczyć na pomyłki rywali przy lotkach meczowych. Wydawało się, że jego los przesądzi Michael van Gerwen, ale ten wypuścił zwycięstwo z rąk mimo prowadzenia 5:2. – Miałem sporo szczęścia przez cały turniej, więc nie mam prawa narzekać. Oczywiście, jestem rozczarowany, ale jest jak jest. Pozostaje mi wrócić na tarczę treningową i dalej ciężko pracować. Sam nie wiem, czy wygrywanie takich meczów to coś, czego cały czas się uczę, czy po prostu zwykłe szczęście. Cóż, koniec końców dotarłem do finału i mam nadzieję, że za tydzień w Graz będzie jeszcze lepiej.
Kolejnym turniejem European Touru będzie Austrian Darts Open w dniach 26-28 kwietnia.