Obserwuj nas

Wywiady

“Żyję dartem i sprawia mi to ogromną radość”

Człowiek-instytucja w polskim darcie. Osoba niezwykle zaangażowana w promocję tej dyscypliny, organizator jednego z najbardziej prestiżowych turniejów w Polsce. Zapraszamy do lektury rozmowy z Marcinem Fąfarą!

Prywatne archiwum Marcina Fąfary

Marcin, zaczniemy od klasyki. Dlaczego dart? Jak to się zaczęło i kiedy?

– Swoją przygodę z dartem zacząłem w 1998 roku – oczywiście na sofcie. W naszym osiedlowym barze Formuła pojawiła się maszyna a tydzień później odbył się turniej na 4 automaty, gdzie zjawili się gracze z Opola i nie tylko. Osoba, która była właścicielem maszyn i organizowała turnieje, prowadziła również sklep z akcesoriami i na tych zawodach miała swoje stoisko. Tam kupiłem pierwsze lotki i już po kilku rzutach wiedziałem, że to jest coś, co sprawia mi wielką frajdę i że fajnie będzie spróbować rywalizacji z innymi zawodnikami. Rok później założyliśmy drużynę i przystąpiliśmy do rozgrywek ligowych. Były pierwsze indywidualne sukcesy na turniejach klubowych, zaczęły się wyjazdy na okręgówki a już w 2000 roku pojechałem na swoje pierwsze mistrzostwa Polski do Poznania. Byłem pod ogromnym wrażeniem liczby uczestników (ok. 300 osób), ich poziomu, całej atmosfery i energii. Wtedy postanowiłem: chciałbym robić to samo! Na steelu zagrałem pierwszy raz w 2018 roku i od razu to był turniej Mistrzostw Polski w Tarnowie Podgórnym. Wtedy ponownie zakochałem się w tym sporcie.

No właśnie, bo zanim przejdziemy do Twoich sukcesów organizacyjnych, wpierw o tych sportowych, bo z darta masz mnóstwo trofeów. Który cenisz najbardziej i ile masz tego „żelastwa”?

– Mimo, że gram od dość dawna, to wcale tak dużo tych pucharów nie mam w swojej kolekcji. Myślę, że uzbierało by się 20 takich znaczących. Najbardziej cenię sobie oczywiście ten pierwszy z naprawdę dużego turnieju – to był Puchar Markusa w miejscowości Kolonowskie, gdzie grało ponad 100 osób. Rok 2000, więc dopiero zaczynałem poważną grę a udało mi się zająć 3 miejsce. Do dzisiaj puchar i dyplom stoją na centralnym miejscu mojej półeczki z trofeami.

A dużo trenujesz?

– Kiedyś sądziłem, że treningi są niepotrzebne – wystarczy tylko rzucać z innymi. Oczywiście do pewnego momentu były postępy, ale niewielkie. Moja optyka zmieniła się, gdy trafiłem do grupy Łukasza Wacławskiego, gdzie wykorzystywana była platforma GoDartsPro. Po krótkim czasie moje umiejętności wzrosły na tyle, że w lidze kamerkowej PDCL awansowałem do najwyższej ligi Platinum. To szkolenie trwało miesiąc. Teraz staram się kontynuować te same treningi co na platformie, ale wykonywanie ich w pojedynkę nie daje takich efektów. Oprócz treningów staram się rozgrywać regularne sparingi z moją przyjaciółką Moniką van Malsen-Bakalarczyk. Oczywiście gramy przez Internet, ponieważ ona mieszka w Holandii, gdzie w turniejach na żywo rywalizuje z naprawdę mocnymi zawodniczkami.

Oprócz tego, że grasz, to siedzisz w darcie po uszy. Czy skłamałbym mówiąc, że kilka/kilkanaście lat temu Twój profil na Facebooku był jednym z głównym kanałów informacyjnych o darcie?

– (śmiech) Nieskromnie muszę przyznać, że to fakt. Będąc tak długo w tym środowisku poznajesz dużo osób. Pamiętam początki karier Krzysztofa Ratajskiego, Krzysztofa Kciuka czy Sebastiana Steyera – do dzisiaj mam z nimi dobry kontakt. Wcześniej nie było tylu profili zajmujących się dartem, nie dało się śledzić na żywo wyników na Flashscore, a w telewizji jedyne transmisje to tylko MŚ na Eurosport. Ja starałem się śledzić wszelkie doniesienia innymi kanałami – szukałem na zagranicznych stronach, dzwoniłem do znajomych w Anglii i Niemczech, a jeśli gdzieś grali nasi, to wymiana wiadomości z Krzysztofem Ratajskim pozwalała mi wrzucać na profil najnowsze doniesienia. Korzystałem też z mojej lokalizacji, bo w Opolu mogłem odbierać czeskie telewizje sportowe, które częściej transmitowały największe turnieje. Pojawiły się również w tym czasie propozycje zrobienia profilu na FB o tematyce darterskiej lub bloga darterskiego, ale niestety zawsze brakowało czasu.

A zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że pod względem wiedzy o polskim darcie jesteś w absolutnej czołówce? Żyjesz tym sportem, to jest chyba bezsporne.

Staram się śledzić wszystko co się dzieje na polskim podwórku oraz jak sobie radzą biało-czerwoni na zagranicznych turniejach. Obserwowałem szczegółowo wszystkie turnieje Sebastiana Steyera, które doprowadziły go do udziału w Mistrzostwach Świata BDO 2020 – zresztą pojechałem później z nim na te mistrzostwa. Pamiętam jak w 2018 śledziłem doniesienia z Kiev Masters i Ukraine Open, gdzie Łukasz Wacławski świecił tryumfy. Obecnie każde rozgrywki WDF, Modus, Q-School czy inne w których występują Polacy, można śledzić na bieżąco a jeśli są jakieś sukcesy, to zawsze wrzucam jakieś info. Tak, żyję tym i sprawia mi to ogromną radość.

Łukasz Wacławski i Marcin Fąfara

W Polsce boom na darta rozpoczął się po sukcesach po mistrzostwach świata 2021. Odczuwasz dużą zmianę zainteresowania tym sportem po tamtym turnieju?

Tak, oczywiście. Krzysztof Ratajski zrobił kapitalną robotę, jeśli chodzi o promocję darta. Frekwencja na turniejach się zwiększyła. Cieszy ilość młodych zawodników, którzy bez jakiegokolwiek respektu rywalizują ze starszymi i doświadczonymi zawodnikami. Wprawdzie sukces Krzyśka Ratajskiego zapoczątkował boom na darta, ale jeszcze ten trend trzeba było utrzymać. Myślę, że w tym duże pole do popisu mają czołowi lokalni gracze: w Łodzi Sebastian Białecki, w Poznaniu Tytus Kanik, w Warszawie Łukasz Wacławski. W Opolu natomiast osiągnięcia Sebastiana Steyera, który zagrał na MŚ BDO, sukcesy Krzysztofa Engela, który dwa sezony temu wygrał klasyfikację Pucharu Polski i dostał się do kadry, czy też v-ce mistrzostwo Polski Radosława Świstaka pokazują innym graczom z Opola i okolic, że można grać na wysokim poziomie. Myślę, iż młodzi gracze tacy jak Łukasz Maczuch czy Mikołaj Żyrek wkrótce pokażą na arenie ogólnopolskiej na co stać opolskich darterów.

Skoro przy Opolu jesteśmy, to w sierpniu po raz kolejny odbędą się Otwarte Mistrzostwa Opola. Powiesz nam coś o organizacji tego eventu? Ile to wymaga pracy? Co jest najtrudniejsze w tego typu przedsięwzięciu?

Zgadza się. Będzie to 5 edycja tej imprezy i tak jak w dwóch poprzednich latach odbędzie się ona w Ośrodku Wypoczynkowym Żwirek w Luboszycach koło Opola. Ponownie będzie to impreza 3-dniowa. 31 sierpnia V Otwarte Mistrzostwa Opola i 1 września Puchar Stowarzyszenia Steel Darta w Opolu.

Prawda jest taka, że praca nad przygotowaniami do tak dużej imprezy trwa cały rok. Wraz z innymi członkami stowarzyszenia pracujemy sumiennie, aby potencjalni uczestnicy mieli najlepsze warunki do grania. Przyjeżdżają do nas nie tylko zawodnicy z całej Polski, ale również mamy liczną ekipę z Czech, odwiedzają nas gracze z Wysp Brytyjskich oraz z Niemiec. Wielu z tych zawodników jeździ na turnieje po całym świecie, więc dlatego my też musimy mieć bardzo dobrą organizację, by chcieli do nas wracać. Jak sama nazwa wskazuje jest to turniej otwarty, w którym mogą brać udział zarówno amatorzy jak i zawodowcy. Na naszych zawodach można było śledzić zmagania takich zawodników jak Krzysztof Ratajski, Krzysztof Kciuk, Dominik Moravcik, kilkukrotnie brał udział Adam Gawlas, który jest aktualnym mistrzem Opola. Z naszego podwórka Tytus Kanik, Sebastian Steyer, Krzysztof Engel, odwiedzał nas Sebastian Białecki, Sebastian Biela, Łukasz Wacławski, Damian Pałaszewski, Dawid Robak oraz wielu innych zawodników z polskiego TOPu. Turniej mistrzowski organizowany jest osobno dla pań i panów, więc wypada również wymienić panie, których nazwiska są bardzo znane w Polsce, np. aktualna mistrzyni  Opola Nina Lech-Musialska, Małgorzata Pacierpnik, Aleksandra Grzesik-Żyłka, Barbara Ochman, Karolina Załawka, Marta Domasiewicz czy też mistrzyni II Otwartych Mistrzostw Opola Karolina Ratajska.

Dodam też, że z myślą o młodych zawodnikach organizujemy w okolicach czerwca Otwarte Mistrzostwa Dzieci i Młodzieży. Odbędą się one 2 czerwca w Barze OAZA w Opolu. Zapisy trwają – szczegóły znajdują się na profilu FB naszego Stowarzyszenia.

A co jest najtrudniejsze? Najtrudniej jest znaleźć sponsorów. Dart jest coraz bardziej popularny, jednak nadal to sport niszowy i trzeba się sporo natrudzić, aby znaleźć kogoś, kto wspomoże finansowo. Jak dotąd jakoś to się udaje i zawodnicy z czołowych miejsc zawsze są zadowoleni z nagród. Jednak jak wspomniałem – na to pracuje się cały rok.

A skąd w ogóle pomysł, by nie tylko grać, ale też organizować?

Gdy zakładaliśmy w Opolu Stowarzyszenie od razu wiedzieliśmy, że chcemy zrobić jakiś turniej cykliczny. Nie baliśmy się tego. Praktycznie od początku mojej darterskiej przygody coś organizowałem: najpierw klubówki na 10-16 osób, później takie na ponad 30, turnieje okręgowe gdzie przyjeżdżało ok 60-70 osób.  Można powiedzieć, że człowiek stopniowo przygotowywał się do tego, by tworzyć coś dużego. Przed pierwszymi mistrzostwami Opola pomyślałem, że fajnie by było, gdyby przyjechało do nas 80 osób, ale jak będzie około 60, to też będzie super. Jak zobaczyłem ponad 130 nazwisk (111 mężczyzn i 21 kobiet) na liście startowej, to było lekkie przerażenie. Ale daliśmy radę. Ten sukces nas uskrzydlił i teraz za każdym razem staramy się robić to coraz lepiej, za co uczestnicy odwdzięczają  się corocznymi rekordami frekwencji.

ZOBACZ TEŻ
Pokerowa twarz de Deckera. Belg wygrał duży turniej w Antwerpii

Nadmienię, że oprócz działalności w Stowarzyszeniu Steel Darta w Opolu i współorganizowaniu Mistrzostw Opola, udzielam się w jeszcze jednym dużym projekcie, jakim jest największa liga „kamerkowa” w Polsce czyli Polish Dart-Cam League. Właśnie startuje 22 edycja, w której zagra 260 osób! Razem z Piotrem Komendą, Patrykiem Urbanem i Mariuszem Skotarczykiem będziemy mieli co robić.

Pamiętasz jakąś niecodzienną sytuację na turnieju przez Ciebie organizowanym?

– Na pierwszych mistrzostwach Opola miałem zdarzenie, że w turnieju kobiet po grupach przyszły dziewczyny i powiedziały, że źle są przyporządkowane zawodniczki z pierwszych miejsc do drugich. Zdziwiło mnie to, ponieważ miałem plik do prowadzenia turnieju dokładnie taki sam jak POD, więc nie mogło być inaczej, jednak one dalej twierdziły że jest źle i moje zapewnienia ich nie przekonywały. Wtedy wezwałem posiłki w osobie Dawida Robaka i Sebastiana Steyera, którzy wszystkie rodzaje rozpisek znają na pamięć i bez zastanowienia są w stanie powiedzieć, która grupa paruje się z którą. Gdy potwierdzili, że wszystko jest dobrze, sytuacja została załagodzona. Widocznie dla tych Pań byłem wtedy zbyt małym autorytetem w porównaniu do czołowych zawodników polskiej sceny darterskiej (śmiech).

A bywa tak, że np. jadąc na turniej zwracasz uwagę na jakieś niedoskonałości? Gdzie organizatorzy turniejów mają największe rezerwy?

– Staram się nie oceniać pracy innych. Jadąc na jakikolwiek turniej zawsze przy stoliku sędziowskim zgłaszam chęć pomocy w razie potrzeby. Zdarzyło mi się prowadzić np. mistrzostwa Wrocławia czy pomagać w innych miejscach, prowadząc turnieje typu lucky loser. Największą bolączką zawsze jest czekanie na grupy, które się “ociągają” lub gra idzie wolniej ze względu na to, że do danej stawki trafia więcej osób początkujących. Trzeba wtedy w odpowiednim momencie rozdzielić granie na większą ilość tarcz. A co należy poprawić na zawodach w Polsce? Na pewno to, żeby turniej rozpoczął się o czasie, bo to naprawdę rzadkość. Oczywiście na Mistrzostwach Opola zawsze startujemy w punkt.

Zdarza się widzieć Cię również przy okazji turniejów POD. W jakiej roli?

– Na turniejach Polskiej Organizacji Darta pojawiam się głównie jako gracz, ale też pomagam organizatorom przy tworzeniu transmisji z rozgrywek. W przeszłości jakość tych streamów nie była zadawalająca, ale z imprezy na imprezę jest coraz lepiej. Ostatnio sporo zostało zainwestowane w nowy sprzęt, więc efekty są. Oprócz mnie do współpracy z POD przystąpił Tomasz Pijanowski znany jako Paproch Darts, który wraz z Przemysławem Węgrzynem komentowali spotkania na GP w Krakowie. Jak ta współpraca będzie się rozwijać, tego nie wiem. Mam jednak nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku i każdy z przyjemnością będzie mógł śledzić zmagania najlepszych darterów podczas kolejnych weekendów GP.

Ostatnio w regulaminie POD dotyczącym Grand Prix zaszło kilka zmian. Rozstawienie zawodników z czołówki, SKO. To dobry kierunek?

– Wszystko zależy od tego czy w dalszym ciągu chcemy promować darta, czy podnosić poziom. Grupy promują darta, ale to SKO powoduje, że poziom wzrasta. Ja jestem zwolennikiem rozgrywania turniejów w formacie SKO, tak jak się gra w całej Europie. Będąc na turniejach w Anglii, Holandii, w Czechach czy też w Niemczech widziałem jak dzieci w wieku 8-10 lat przyjeżdżały na turnieje i rywalizowały w systemie SKO, jednak przegrana w pierwszym meczu ich nie demotywowała. Wręcz przeciwnie – nakręcała do większej pracy na treningu. System grupowy trochę rozleniwia – często spotykam się z opiniami, że nie muszę trenować, bo i tak zagram te 3-4 mecze. Tak więc ja jestem jak najbardziej za SKO.

Na turniejach POD zmieniło się też podejście do markerowania.

– Tak, to prawda. Wcześniej było tak, iż po grupach liczyli ci z trzecich miejsc. Teraz – by rywalizacja w grupie była do samego końca – liczą osoby, które zajęły ostatnie miejsce. Uważam to za dobry pomysł.

Temat markerowania to w ogóle ciekawa sprawa. Wiadomo, że nie wszyscy lubią to robić. Ja np bardzo lubię liczyć i się tego nie boję. Często sam podchodzę i zmieniam osoby, którym nie idzie liczenie a mają do sędziowania mecz dwóch dobrych zawodników. Jednak początki nie były łatwe. Jako softowiec nie wiedziałem jak liczyć, a tak się złożyło, że na pierwszych mistrzostwach Polski na których byłem, przyszło mi być markerem. W pierwszym meczu miałem dwóch super graczy i skończyło się na tym, że chłopaki mówili mi ile rzucili i ile zostało (śmiech). Wtedy powiedziałem sobie, że tak nie może być i muszę być w tym dobry. Liczenie nie jest trudne, ja np. mam sposób, że zamieniam odejmowanie w dodawanie. Po pewnym czasie jest już dużo łatwiej, zwłaszcza gdy zapamiętuje się pewne schematy. Osobiście najwięcej nauczyłem się sędziując mecze kobiet – bardzo polecam tę metodę.

Wspominałeś, że pamiętasz początki Krzysztofa Ratajskiego. Mamy jego potencjalnych następców?

– Moim zdaniem poziom w Polsce cały czas się podnosi. Oprócz Krzysztofa Ratajskiego jest Radek Szagański, Krzysztof Kciuk, Tytus Kanik, Mirosław Grudziecki czy Sebastian Biela. Wszyscy potrafią grać na średnich nierzadko powyżej 90 punktów. Jednak największe nadzieje wiążę z Sebastianem Białeckim i jestem głęboko przekonany, że jeśli w końcu zdobędzie upragnioną kartę PDC, to będzie ją w stanie utrzymać. Liczę, że uda mu się to w ciągu dwóch najbliższych lat.

A co jeszcze można zrobić, by dart naszym kraju zyskał większą popularność? Gdybyś Ty o tym decydował, jakie byłyby pierwsze decyzje?

Jeśli moje jedno życzenie mogłoby się spełnić, to na pewno zarządziłbym, by w każdej klasie szkoły podstawowej w ciągu roku przynajmniej pięć godzin WF-u było przeznaczone na darta. 40 godzin na przestrzeni ośmiu lat. Cóż, pomarzyć można.

Popularyzację tworzy się także przez media – im więcej transmisji ze światowych rozgrywek i najlepszych darterów, tym więcej ludzi zaczyna grać. Im więcej powstaje Stowarzyszeń i organizacji, tym więcej osób nie musi daleko jeździć i ma łatwiejszych dostęp do rywalizacji. Czym więcej transmisji z imprez typu Puchar Polski lub takich przedsięwzięć jak finały Dart Polska, tym popularność będzie wzrastać.

Obecnie to jednak największą siłę przebicia mają media społecznościowe: profile na Facebooku, filmiki na YouTube. Jest tego coraz więcej, ale moim zdaniem wciąż za mało – trzeba wykorzystać ten potencjał, by o darcie było głośno.

A jak oceniasz portal Łączy Nas Dart?

Bardzo pozytywnie. Dużo treści, dużo konkretów – jednak najbardziej cenię szybkość reagowania na wydarzenia, które dzieją się w danym momencie. Czasami kilka chwil po danym meczu czy po jakiejś sytuacji wskakują całe artykuły. Jesteście pierwsi, albo zaraz po mnie (śmiech). Naprawdę solidna robota!

Kiedy ogłaszany był nabór do portalu bardzo długo się zastanawiałem czy nie przystąpić do zespołu, jednak zbyt duża ilość obowiązków mi na to nie pozwoliła. Jak coś robię, to angażuje się na 100% a doba ma tylko 24h.

Tak się składa, że jesteśmy bezpośrednio po UK Open, gdzie do półfinału doszedł Ricky Evans. Widziałem na Twoim profilu, że masz zdjęcie z tym zawodnikiem. To najcenniejszy skalp w Twojej kolekcji?

– Ojej… Naprawdę ciężko powiedzieć. Mam ich trochę i każde jest równie ważne, bo za każdym zdjęciem kryje się jakaś historia. Jeśli już muszę się zdecydować, to postawię na Detę Hedman i właśnie Ricky’ego Evansa.

Ostatnia kwestia – pamiętasz swoją najwyższą średnią?

– Pewnie. 82. Grałem wtedy z Dawidem Robakiem, tylko że on miał 98 i nie miałem żadnego podejścia do kończącej. Wynik końcowy 0:7.

Czyli najlepszy sposób na wysoką średnią, to nie pochodzić do dabli?

– Na to wychodzi (śmiech).

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Maksymalny rozmiar przesyłanego pliku: 2 GB. Możesz przesłać: zdjęcie, audio, video, dokument, etc. Linki do YouTube, Facebooka, Twittera i innych serwisów wstawione w tekście komentarza zostaną automatycznie osadzone. Drop files here

Sponsor główny

Sklepy partnerskie

Zostań Patronem

Reklama