Obserwuj nas

Nasze cykle

D’ART #1 – Autobusy i tramwaje

Dart to gra niezwykle ciekawa i wciągająca, lecz nawet zagorzały, wierny fan może mieć cięższe dni. Zmęczenie, prywatne zmartwienia czy choćby zwykły pech potrafią zachwiać pewnością siebie przed tarczą i rozmiękczyć nawet najpewniejszą rękę. Kto gra dłużej w darta wie również, że stanie i rzucanie bez przerwy, niczym w swego rodzaju mantrze, w sześćdziesiątki, potrafi po prostu znużyć. Ponadto, nie rozwija – dobry darter musi umieć balansować na żądanych wartościach i rozglądając się po całej tarczy, szukać możliwych ścieżek zejścia. Do poprawienia umiejętności warto spróbować kilku gier treningowych.

Źródło grafiki: Małgorzata Adamczyk

AUTOR TEKSTU: Łukasz Cieśliński

Dla laików: gra treningowa to odmiana gry w darta, na ogół samodzielna, podczas której głównym celem nie jest rywalizacja z przeciwnikiem i osiąganie najwyższych wartości, a raczej zdobywanie mniej popularnych wartości, aby nie tylko w przypadku pomyłki umieć dorzucić do trudniejszego tripla lub rozmienić na doubla, lecz także rozwijać swoje zdolności liczenia na bieżąco lub po prostu bawić się formułą. Dart opiera się, moim zdaniem, na dużej wolności i ma po prostu cieszyć. Ten, kto będzie nadymał się jak żaba, gdy nie zdobywa najlepszych wyników, może szybko zrazić się i oddalić od tego pięknego sportu.

Jednymi z najsłynniejszych gier treningowych są zdecydowanie „170”, „Zegar” czy  „Fish-eye”. 170 polega na zamknięciu wyniku 170 (czyli najwyższego możliwego do zakończenia lega) w jak najmniejszej ilości rzutów. Najpopularniejsza, czyli zegar, polega na rzucaniu po kolei w każdy  z sektorów na tarczy  – od 1 do 50. Jest wiele wersji „zegara” – można rzucać w single, w double, w potrójne, a można też we wszystkie po kolei – od pojedynczych do potrójnych. „Fish-eye”, zwany też „bullem” polega zaś na ciągłym celowaniu w środek i uprawiana jest częściej w duecie – ten, kto rzuci więcej razy w czerwony środek, wygrywa. Ja za to, pewnego dnia, wymyśliłem jeszcze inną zabawę, o której chcę opowiedzieć.

Pomysł na grę „Autobusy i tramwaje” narodził się w mojej głowie, gdy czekałem na sparingpartnera w klubie „Break 147” przy Zamienieckiej w Warszawie i nudziłem się, uparcie próbując ustrzelić kolejnego maksa. Tego dnia jednak mój darterski celownik był wyjątkowo rozregulowany. Nie dość, że nie mogłem dorzucić do żadnej potrójnej (nie tylko dwudziestki, ale i osiemnastki, siedemnastki, a nawet ulubionej dziewiętnastki), to moje lotki skręcały pod niewiarygodnymi kątami, przez co miałem problem dorzucić choćby w żądany sektor. Nie trudno zgadnąć, byłem z tego powodu dość mocno zdenerwowany. Dla „wyluzowania” włączyłem sobie na słuchawkach jedną z wielu moich playlist na Spotify. Wylosowałem „Polskie hity lat ubiegłych”. Próbowałem dalej rzucać, ale trafienie dwudziestki kończyło się zwykle piątkami lub jedynkami (o rzutach poza tarczę nawet nie wspomnę).

Kilka minut później na moje uszy napłynął utwór zespołu T.Love, którego nazwy, po tytule felietonu, możecie się już domyślać. „Autobusy i tramwaje”, wykonywane przez charakterystyczny, niski głos Muńka Staszczyka natchnęły mnie do rzucania w sektory o liczbach warszawskich tramwajów. Nieświadomie wymyśliłem grę, która pochłonęła mnie bez reszty.

Dodam tu, iż jedną z moich wielu pasji, prócz darta, literatury i gier, jest również komunikacja miejska. Nie potrzebowałem zbyt wiele, by patrząc na liczby oznaczające sektory widzieć przed oczami tramwaje z charakterystycznymi liczbami. Jedynka, której trasa biegnie między Metrem Bródno a Banacha, wchodziła jedna za drugą. Następne, czyli dwójka (Metro Młociny – Winnica), trójka (Annopol – Gocławek, którym, na dodatek, przyjechałem na Zamieniecką) i czwórka (Żerań Wchodni – Wyścigi) także zaczęły wchodzić jak w masło.

A przecież pięć minut wcześniej nie byłem nawet w stanie dorzucić do dwudziestki!

Wystarczyło kilka dni, by iskierka pomysłu, dostawszy tlenu, rozwinęła się w żywy ogień pięknego projektu. „Autobusy i tramwaje” nabrały kolorytu, a w mojej głowie powstały kolejne wersje tej gry treningowej. Omówmy więc te, które wydają mi się najciekawsze.

Podstawowa wersja, jak już wspomniałem, polega po prostu na rzucaniu po kolei w numery tramwajów w Warszawie, czyli: 1, 2, 3, 4, 6, 7, 9, 13, 15, 17, 20 (pola singlowe), 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28, 31, 33, 35, 35, 36, 75 i 78 (w dwóch lub trzech rzutach). Warto przygotować sobie uprzednio kartkę i długopis, by skreślać „zaliczone” tramwaje.

Zabawa rozkręca się, gdy do gry wejdą nam autobusy. Jak wiecie, w Warszawie komunikacja drogowa zaczyna się od 100 (nie licząc linii podmiejskich), a najwyższy numer autobusu to 900 (Poetów-Chlubna, czyli autobus dojazdowy do oczyszczalni ścieków „Czajka”). Ciężko więc rzucić w jednym podejściu, a nawet w dziewięciu, autobusy powyżej 501 (dla początkującego dartera już autobusy powyżej 250 będą wyzwaniem). Warto zacząć więc od wspomnianej wcześniej gry „170” (na marginesie, 170 to też warszawski autobus, który jeździ na trasie PKP Zacisze-Wilno – Rondo Starzyńskiego) lub równie popularnego 301 (tu, niestety, nie ma linii autobusowej, ale jeżeli się uprzeć, możemy ustalić nasz początkowy wynik na 303, czyli autobus wożący pasażerów między przystankami Plac Wilsona – Cmentarz Północny).

Z kolegą z klubu rozwinęliśmy scenariusz „Autobusów i tramwajów”, w którym wrzucaliśmy wszystkie możliwe linie autobusowe w internetowe „koło fortuny” i ustalaliśmy, iż nasz mecz będzie trwał, dajmy na to, dziewięć legów. Zabawa polegała na tym, iż wynik każdego lega, z jakiego mieliśmy zejść do zera, był losowany.

ZOBACZ TEŻ
Co tu jest grane? Zong, Pietreczko i jeden, dziwaczny nawyk...

To niespotykane codzienne wyzwanie było niezwykle intrygujące – zaczynaliśmy wygodnym „autobusem” 219 (PKP Radość – Gocław), by już w kolejnym legu w pocie czoła męczyć się z 722 (Osiedle Radiówek – Rondo Wiatraczna). Ta losowość i nieregularność zmuszała nas do ciągłej zmiany taktyki, bacznego pilnowania swoich rzutów i skupienia (zdarzało się, że wchodząc w kolejny leg, mieliśmy w głowie poprzedni „autobus” i próbując kończyć, furowaliśmy wyniki).

Kolejnym wariantem gry może być także zabawa w „Czerwony autobus”. Ta gra, nawiązująca zarówno do obrazu Wojciecha Bronisława Linke, jak i piosenki Andrzeja Boguckiego, polega na rzucaniu klasycznego lega na 501 punktów poprzez jedynie czerwona pola – w naszej wersji nie wymagaliśmy kończenia podwójną, lecz jeżeli lubicie „ostrą grę”, jest to warunkiem koniecznym. Oczywiście, jeżeli „czerwony autobus” stanie się zbyt sztampowy, na tarczy są jeszcze dwa kolory, z których także można stworzyć kolorowe autobusy. Można również połączyć „Kolorowy autobus” z limitami wyższymi niż 501. Pomyślcie, jak zacięty i długi musi być taki mecz w „Biały autobus” na 900 punktów.

Jedną z trudniejszych zabaw w tym klimacie jest także, wymyślona przez jeszcze innego kolegę z Zamienieckiej, gra zwana przewrotnie „Uciekający autobus”. Nie ma tu klasycznego meczu, a raczej seria wyzwań. Zaleceniem jest sparing parter lub wspominany już system losowania numerków. „Uciekający autobus” polega na ustalenia wyniku od 1 do 180 i rzucaniu do momentu, aż w maksymalnie trzech rzutach nie uzyskasz żądanego wyniku. I nie, nie można rozłożyć takiego, na przykład 155, na 9 rzutów – zabawa jest do tego stopnia zawzięta i ciekawa, że dopóki nie rzucisz 155, masz rzucać, a twój kolega, który wylosuje na przykład 5, będzie już krok lub dwa przed tobą, celując
w kolejny, wylosowany limit punktowy.

Na sam koniec opowiem wam jeszcze o „Przystankach”. Jak sama nazwa wskazuje, ilość rzutów danego wyniku jest ograniczona ilością przystanków danej linii. W tej grze niektóre linie autobusowe są po prostu niemożliwe do zrealizowana (szczególnie, wspomniane już 900, które ma tylko cztery przystanki – no nawet taki mistrz, jak Michael van Gerwen, tego nie rzuci!). Z racji, iż większość linii ma całkiem sporo przystanków, tę grę polecam szczególnie początkującym – nawet jeżeli nie będzie szło, to raczej takie „autobusy” jak 133 (14 przystanków), 204 (24 przystanki) czy 517 (35 przystanków) nie będą stanowić większego problemu.

To jedynie kilka z dziesiątek wersji „Autobusów i tramwajów”, które udało mi się zebrać w logiczną całość. Jedynie własna inwencja twórcza stoi na przeszkodzie, żeby tworzyć jeszcze bardziej zawiłe, skomplikowane i kreatywne gry treningowe, spędzając miło swój czas przy rozwijaniu umiejętności darterskich.

***

Chcesz podzielić się swoją historią, sposobem na grę w darta, tym jak cieszysz się rzucaniem do tarczy? Stworzyłeś autorską grę? Rozszyfrowałeś jak pokonywać przeciwników na lokalnym podwórku? Masz do przekazania interesującą historię związaną z twoją przygodą z lotkami?

Napisz do nas na adres: kontakt@laczynasdart.pl

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Maksymalny rozmiar przesyłanego pliku: 2 GB. Możesz przesłać: zdjęcie, audio, video, dokument, etc. Linki do YouTube, Facebooka, Twittera i innych serwisów wstawione w tekście komentarza zostaną automatycznie osadzone. Drop files here

Sponsor główny

Sklepy partnerskie

Zostań Patronem

Reklama