Newsy
Problemy finansowe van Dongena. “W PDC straciłem więcej niż zarobiłem”
Po udanym Q-Schoolu i odzyskaniu karty zawodniczej Jules van Dongen udzielił wywiadu kanałowi internetowemu Double Top. Poza rywalizacją o powrót do touru, jednym z tematów rozmowy były problemy finansowe, z którymi boryka się zarówno Amerykanin, jak i znaczna część profesjonalnych graczy. “W ciągu dwóch lat będę musiał zdecydować, czy chcę kontynuować zawodową karierę” – przyznał.
Jules van Dongen był jedną z rewelacji drugiej połowy 2023 roku. Ze względu na słaby początek przygody z Pro Tourem nie był w stanie obronić karty zawodniczej, ale dla nikogo nie stanowiło zaskoczenia, że odzyskał ją podczas Q-Schoolu – gwarancję powrotu do touru miał już po trzech dniach fazy finałowej. – To był świetny weekend. Całe szczęście, że nie trzymał mnie zbytnio w napięciu. Pierwszy dzień był szczególnie nerwowy, ale w miarę upływu czasu czułem się coraz lepiej. Presja opadła, gdy już wiedziałem, że mam pewną kwalifikację. Cieszę się, że dostałem drugą szansę na grę w tourze – powiedział.
Amerykanin nie musiał brać udziału w czwartym dniu rywalizacji, gdyż na koncie miał już osiem punktów. Osiągnął to pokonując m. in. Tytusa Kanika, odrabiając straty ze stanu 3:5. – Ten pojedynek szczególnie zapadł mi w pamięć. Potrzebowałem tam trochę szczęścia, bo on zmarnował swoje okazje, a ja zdołałem z tego skorzystać. Czasami szczęście odgrywa pewną rolę, ale do tamtego momentu na wszystko zapracowałem sam – dodał.
Choć 2023 rok był prawdopodobnie najlepszy w karierze van Dongena, został zwieńczony wpadką w mistrzostwach świata. The Dutch Dragon przegrał z Darrenem Penhallem już w 1. rundzie imprezy. – Na początku myślałem, że dość dobrze trafiłem z losowaniem – na pewno postrzegałem siebie jako faworyta, ale sprawy potoczyły się inaczej. Penhall grał lepiej niż oczekiwałem. Nawet jeśli ja nie grałem najlepiej jak potrafię, on po prostu wykorzystał swoje szanse w kluczowych momentach – stwierdził.
Tuż po nowym roku Amerykanin zmienił dostawcę sprzętu – wcześniej współpracował z Loxley, a teraz jest reprezentantem Winmau. – To dla mnie dobra zmiana. Winmau to duża i renomowana firma – gdy byłem dzieckiem, posiadanie ich lotek było dla mnie spełnieniem marzeń. Z Loxley też mam dobre wspomnienia, ale oferta Winmau była trudna do odrzucenia – podkreślił.
Van Dongen nie ukrywa jednak, że ostatnie dwa lata nie były usłane różami – głównie ze względu na wysokie koszty, które nie zawsze da się pokryć ze zdobytych nagród finansowych. – Szczerze? Jeśli spojrzę tylko na PDC, nie zarobiłem tam nic – nawet trochę straciłem, bo w ciągu ostatnich dwóch lat koszty podróży były większe niż zyski. Jeśli dodasz do tego zakwaterowanie, koszty jednego weekendu potrafią wynieść nawet dwa tysiące funtów. Całe szczęście, że zarobiłem trochę na lokalnych turniejach w USA, więc wyszedłem mniej więcej na zero – przyznał.
Sprawy nie ułatwiają zmiany wprowadzane przez PDC. Od tego roku czołowa “16” światowego rankingu ma pewne miejsce w turniejach European Touru, co odbywa się kosztem kwalifikacji dla posiadaczy kart. – Nie jestem fanem tych zmian. Gracze z czołówki są chronieni, ale reszta ma utrudnione zadanie. Pod względem finansowym zawodnicy z dalszych miejsc nie mają łatwego życia – dotyczy to szczególnie Belgów i Holendrów. Konieczność wykonywania pracy zawodowej obok gry w darta to naprawdę istotna przeszkoda – argumentował.
– Wzrost płac w turniejach podłogowych to spory progres, ale już rozmawiałem z kilkoma Belgami i Holendrami – jeśli jesteś poza pięćdziesiątką, nadal musisz pracować, by wiązać koniec z końcem. Sponsorzy też nie są zbyt chętni do wspierania graczy takich jak ja, ze środka stawki. W ciągu najbliższych dwóch lat będę musiał zdecydować, czy chcę kontynuować zawodową karierę – zakończył.