Nasze cykle
Top 5 z ŁND: ludzie wielu talentów, czyli najdziwniejsze profesje darterów
Zanim udało im się przekuć pasję w sposób na życie, wielu profesjonalnych graczy było zupełnie jak my, fani. W dzień poświęcali się przyziemnym pracom, a lotki w dłoń brali dopiero po zakończeniu zmiany. Część z nich tak się z nimi zżyła, że nie porzuciła ich nawet po dotarciu na darterski szczyt. Niektórzy poprowadzili kariery naprawdę niestandardową ścieżką. Kto ma w swoim CV najciekawsze wpisy?
Od lat toczą się dyskusje odnośnie tego, od jakiego poziomu da się „wyżyć” z darta. Zgodnie z deklaracjami zawodników, próg ten jest stosunkowo wysoko. Nie dziwi więc, że część graczy łączy sportową karierę z bardziej stereotypowymi zawodami. Wielu z nich przed przejściem na profesjonalizm wykonywało prace manualne (jak widać, sprawność dłoni przekłada się na przeróżne płaszczyny). Joe Cullen i Raymond van Barneveld byli listonoszami, a Gary Anderson asystował na budowie. Warty wspomnienia jest także Danny Noppert, który jeszcze kilka lat temu był pracownikiem magazynu i podobno posiadał nawet uprawnienia do prowadzenia wózka widłowego. Jest jednak kilku, którzy z różnych względów nieco odstają od tej ferajny.
5. Michael van Gerwen
Mogłoby się wydawać, że MVG zarabiał na życie dartem od zawsze. W końcu pierwszego majora wygrał w wieku 23 lat. Jednak on także jako nastolatek szukał sposobów, żeby sobie dorobić. Zaprowadziło go to do zatrudnienia jako członek ekipy, która zajmowała się remontami łazienek. Z pozoru standardowa praca, ale okazuje się, że wiąże się z nią bardzo ciekawa historia. Mianowicie w ramach jednego ze swoich zleceń, kładł płytki w łazience samemu… Dennisowi Bergkampowi, holenderskiej legendzie piłki nożnej. Opowiedział o tym doświadczeniu w rozmowie z The Mirror. – Mieszkał w olbrzymim domu niedaleko Hilversum. Było to piękne miejsce z luksusami, o jakich możesz tylko marzyć jako dzieciak grający w darta. Upewniliśmy się, że zrobimy to najlepiej jak się da. W końcu nie chcesz nic zepsuć kiedy pracujesz dla takiej legendy jak Bergkamp. Kiedy kładłem te płytki nie sądziłem, że sam zostanę milionerem w wieku 24 lat. Van Gerwen przełożył zatem amerykański sen na holenderskie realia – od płytkarza do darterskiego giganta.
4. Jonny Clayton
Patrząc pod kątem samej pracy, w zawodzie tynkarza nie ma nic niezwykłego. Co jednak może szokować, to fakt, że Walijczyk przestał go wykonywać dopiero w 2022 roku, a więc rok po tym, jak udało mu się zarobić setki tysięcy funtów za zwycięstwa w Mastersie, World Grand Prix i Premier League. Jak przyznał w rozmowie z Daily Star, wcześniej wielokrotnie myślał o poświęceniu się dla darta w całości, ale chciał mieć plan B na wypadek, gdyby przestał osiągać zadowalające wyniki. Dla The Sun z kolei zdradził, że decyzję o porzuceniu zawodu podjął dopiero gdy przestał móc łączyć go z grą – Moi pracodawcy w Carmarthenshire byli bardzo wyrozumiali dopasowując grafik do mojej kariery. Teraz czuję, że muszę się odwdzięczyć i być wobec nich fair. Nie mogę cały czas prosić o wolne, w tym roku (2022 – przyp. red.) wziąłem już pięć miesięcy urlopu. Osiągnąłem po prostu moment, gdzie nie da się utrzymać balansu pomiędzy dartem a pracą.
3. Michael Smith
Bully Boy w darterskim środowisku przywodzi na myśl proste skojarzenie – czerwony środek. Drugie w kolejności jest zapewne angielskie wyrażenie bully, oznaczające szkolnego łobuza dokuczającego innym. Jak się jednak okazuje, obydwa są nietrafione, a przydomek Michaela Smitha ma swoje źródło w zupełnie innym miejscu. Mianowicie w wieku nastoletnim pomagał on na farmie znajomego, będącego ochroniarzem w pubie jego ciotki. Na niej, pośród żywego inwentarza, znajdowały się między innymi krowy. Gdy te rodziły młode cielaki, zadaniem Smitha było znakowanie ich. Wspominał potem te czasy w rozmowie z The Mirror – Krowy tego nie cierpiały. Musiałem trzymać je na plecach, z nogami w górze i wsadzając im palce do nosa. Ponad pół godziny byłem obrzucany krowim łajnem. Przez to mówili do mnie „bully” i tak już zostało. Dla jasności, nie jestem agresywny ani nic w tym stylu, wręcz przeciwnie. Po prostu jak potrzebowali pseudonimu, wpadłem na taki.
2. Dirk van Duijvenbode
Kolejny z graczy, którzy przy doborze pseudonimu kierowali się życiem „pozadarterskim”. Aubergenius, czyli zręczny zlepek aubergine (z ang. bakłażan) i genius (geniusz), to przydomek jedyny w swoim rodzaju. Wziął się oczywiście z faktu, że Holender pracuje na farmie tych warzyw, zajmując się rachunkami. Poczciwy bakłażan stał się częścią jego wizerunku, kiedy to Dirk zabrał go ze sobą na scenę. Pomimo, że na sporcie zarobił już niemało, wcale nie planuje zwalniać się z pracy. Wręcz przeciwnie. Łączenie dwóch światów pozwoliło mu stworzyć ciekawe podejście do życia i finansów. W wywiadzie z Algemeen Dagblad, przyznał, że stara się wydawać jak najmniej z tego, co zarobi przy tarczy. Zamiast tego inwestuje te pieniądze, a z dnia na dzień utrzymuje siebie i rodzinę właśnie z regularnego etatu. Na farmie potrafi spędzić nawet do 32 godzin w tygodniu i to z tym bardziej wiąże przyszłość aniżeli z dartem. Nie planuję grać aż do pięćdziesiątki. Jestem w domu pięć, sześć weekendów w roku. Czuję, że za dużo przez to omijam – oświadczył w rozmowie z portalem. Dirkowi pozostaje życzyć zatem powrotu do najlepszej formy i samych uczciwych kontrahentów.
1. Alan Soutar
Człowiek-orkiestra. Życiorysem zwycięzcy niedawnych Players Championship 11 w Hildesheim można by obdarować kilku różnych ludzi, a i oni wtedy nie mogliby narzekać na nudę. Co takiego w nim znajdziemy? Szkot służył m.in. w armii, z którą odwiedził ponad 30 krajów, w tym Kosowo, Bośnię i Irlandię Północną. Jak przyznał rodzimej gazecie The Courier, korzysta z tego doświadczenia przy tarczy, by odciąć się od negatywnych bodźców i skupić na „wykonywaniu roboty”. Na tym jednak nie kończy się jego służba. Od blisko dwudziestu lat jest aktywnym strażakiem w Dundee. Dla Sky Sports zdradził, że łączenie tego z profesjonalną grą jest łatwiejsze, niż się wydaje. 23 grudnia 2021 roku przebrnął drugą rundę mistrzostw świata, by przez dwa następne dni spędzić łącznie 30 godzin na warcie. Poza tym Soots w swoim rodzinnym domu zajmuje się z żoną tresurą psów przewodników. Znajduje też czas by prowadzić darterskie akademie dla początkujących w różnych zakątkach swojego kraju. Można zatem rozważać, czy w pierwszej kolejności uda mu się wygrać majorowe trofeum, czy zostać odznaczonym Orderem Imperium Brytyjskiego.
Źródło: instagram.com/soots180
Na rodzimym polu także mamy tego przykłady. Choćby Radek Szagański, który na co dzień służy lokalnej społeczności jako kierowca autobusu w Irlandii. Dart i praca idą zatem ramię w ramię i w obliczu niedawnych zmian PDC odnośnie nagród na turnieje, niewiele wskazuje na to, by miało to szybko ulec zmianie. Wiadomo, że żadna praca nie hańbi. Trzeba zatem znaleźć taką, która przy okazji uczy grać w darta.