Obserwuj nas

PDC

Czy kryteria Grand Slamu mają jakiś sens?

Wśród wszystkich dobrodziejstw generowanych przez Professional Darts Corporation, znajdzie się również parę punktów dyskusyjnych. Jedni narzekają na brak transparentności w kwestii losowań i ich terminów, drugim nie podoba się ignorowanie potrzeb samych zawodników, a jeszcze inni krytykują działania federacji wynikające z potężnej przewagi rynkowej. Listopad to jednak czas Grand Slamu, a co za tym idzie – powrót starej dyskusji o tym, dlaczego PDC jest niekonsekwentna w działaniach.

Źródło: Professional Darts Corporation

Grand Slam of Darts, czyli turniej zwycięzców. Zabawa przeznaczona dla elity, w szeregi której wstępują ci, którzy wygrali jeden z określonych turniejów (lub zajęli drugie miejsce, jeśli turniej był dostatecznie ważny). Impreza, na którą nikt nie ma z góry wypisanego zaproszenia – zagrasz, jeśli sobie czymś zasłużysz. To zresztą sugeruje sama nazwa – prestiż, który nie zostawia miejsca outsiderom.

W każdym razie, prawdopodobnie w ten sposób kibic miałby rozumieć ideę stojącą za Grand Slamem. Elitaryzm wprost wynika przecież z samych kryteriów kwalifikacji do turnieju, które co roku okazują się nieosiągalne dla kilku graczy szerokiej czołówki. Gdyby zamysłem nie było stworzenie turnieju mistrzów, to równie dobrze można by było dać kwalifikację czołowym szesnastkom dwóch głównych rankingów. Z jakiegoś powodu tak się jednak nie dzieje. Grand Prix definiują podwójne na otwarcie, UK Open jest ogromne, a Grand Slam ma fazę grupową i klimat turnieju mistrzów.

W czym więc problem? Bynajmniej nie w zagwarantowanych miejscach dla triumfatora Asian Championship czy zwyciężczyni kobiecego Matchplaya. Jasne – Haruki Muramatsu prawdopodobnie nie podbije Wolverhampton, a Beau Greaves pewnie nawet nie jest przesadnie rozentuzjazmowana wizją gry w nieznanym środowisku. To jednak nie zmienia faktu, że oboje wygrali zawody pod egidą PDC – ich obecność ma jakieś uzasadnienie, bo filozofia turnieju zostaje zachowana.

Trudniej za to znaleźć uzasadnienie dla przydzielenia ośmiu miejsc uczestnikom turnieju kwalifikacyjnego. Ten pomysł już na pierwszy rzut oka gryzie się z fundamentem Grand Slamu. Turniej kwalifikacyjny do turnieju mistrzów? Czy przed chwilą nie o elitaryzm chodziło?

Cóż, najwyraźniej w tym miejscu PDC przeczy sama sobie. Z jednej strony kibic ma się ekscytować, że James Wade zaklepał miejsce w Grand Slamie awansem do finału mistrzostw Europy, z drugiej – kilka dni później przykładowy Steve Lennon dokona tego samego, wygrywając trzy losowe mecze do pięciu wygranych legów. Ba, w dodatku zrobi to kosztem tych, którzy rzeczywiście wygrali rankingowy turniej! W Grand Slamie nie zagrają przecież Joyce, Rydz, Huybrechts i Szagański. W końcu to żadna sztuka wygrać zawody złożone ze 128 czołowych darterów świata. Zagrać trzy lepsze mecze – o, to jest dopiero wyczyn.

Wymowny jest przykład Krzysztofa Ratajskiego z końcówki sezonu 2021. PC30 był turniejem triumfu Polskiego Orła – na rozkładzie znaleźli się Clayton, Aspinall, a później także Cullen. Pomeczowy wywiad: Dan Dawson porusza temat kwalifikacji do Grand Slamu, które mają miejsce następnego dnia. Ratajski mówi, że wygrał turniej, więc może ma już pewną kwalifikację? Otóż nie – to byłaby droga na skróty! Może i był najlepszy wśród elity, może i został ostatnim graczem w budynku, ale nazajutrz musi tu wrócić i wygrać trzy krótkie mecze. Tyle dobrego, że Polak był wtedy w życiowej formie, więc awans ugrał tak czy inaczej. W tym roku tyle szczęścia nie miał Ross Smith, który, choć wygrał dwie podłogówki, nie potrafił przełamać Rafferty’ego w formule best of 9.

Już pal sześć, że krzywdzące kryteria mogą na koniec zdecydować o braku karty dla Radka Szagańskiego. To znaczy – byłoby szkoda, ale problem Grand Slamu jest dostrzegany powszechnie. W social mediach PDC regularnie pojawiają się komentarze zarówno zagorzałych kibiców krytykujących obecną formułę, jak i mniej obeznanych fanów, którzy pytają “Dlaczego zawodnik X nie gra, skoro wygrał Playersa?”.

 

I w zasadzie trudno powiedzieć, czemu zawodnik X nie gra. Po prostu tak zarządzono – być może po to, by dać szansę innym graczom i podnieść atrakcyjność posiadania karty zawodniczej. Może chodzi o to, by nie tworzyć zbyt wielkich różnic w rankingu. Niewykluczone też, że to po prostu kwestia zbudowania dodatkowych emocji. Nie ma to jednak zbyt wiele wspólnego z rdzeniem Grand Slamu – unikatu, który w 3/4 przypadków oczekuje od gracza wyniku w wielkim turnieju.

ZOBACZ TEŻ
Debiut Bahamów w mistrzostwach świata! Poznaliśmy nowych uczestników

W tym miejscu ktoś może powiedzieć, że dokładnie na tej samej zasadzie działają kwalifikacje do innych turniejów. Dla przykładu – w mistrzostwach świata też nie grają wyłącznie najlepsi. To oczywiście prawda, ale jest też jedna różnica – w kontekście Grand Slamu nie rozmawiamy o tym, czy czterdziesty zawodnik rankingu Pro Tour powinien mieć pierwszeństwo przed kwalifikantem z Afryki. Tutaj kwestia dotyczy zwycięzcy zawodów głównego touru. Innymi słowy – w przypadku światowego czempionatu po prostu trzeba gdzieś postawić granicę, by zachować należyty prestiż – ostatecznie awansu nie mógłby uzyskać każdy posiadacz karty. Grand Slam z kolei można w naturalny sposób wypełnić samymi (wice)mistrzami.

Rozwiązanie sporu jest bardzo proste (choć na pewno nie jedyne): niech do Grand Slamu kwalifikują się wyłącznie zwycięzcy określonych turniejów (lub cykli) oraz finaliści największych imprez – zgodnie z większością obecnych kryteriów, które wprost mówią, że by awansować, musisz coś wygrać. Co jeśli zwycięzców będzie zbyt wielu? Idealną pomocą będzie ranking Pro Touru, który obejmuje wyniki z ostatnich 12 miesięcy. Co jeśli zwycięzców nie wystarczy? Niech awans uzyskują także finaliści European Touru. Jeśli z typowych turniejów wyłanianych jest obecnie 24 uczestników Grand Slamu, to równie dobrze można wyłaniać wszystkich 32. Proste, zgodne z duchem turnieju i – co najważniejsze – znacznie bardziej sprawiedliwe. Ale oczywiście można szukać też lepszych opcji. Ludzkość wie, jak polecieć w kosmos, więc i z kryteriami Grand Slamu jakoś by sobie poradziła.

A co z kwalifikacjami? Nic – to po prostu zbędny dodatek.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Maksymalny rozmiar przesyłanego pliku: 2 GB. Możesz przesłać: zdjęcie, audio, video, dokument, etc. Linki do YouTube, Facebooka, Twittera i innych serwisów wstawione w tekście komentarza zostaną automatycznie osadzone. Drop files here

Sponsor główny

Sklepy partnerskie

Zostań Patronem

Reklama