“Przede wszystkim byliśmy drużyną”. Zgranie kluczem do triumfu Anglików

Phil Taylor i Adrian Lewis w 2016 roku – to ostatnia angielska para, która wygrała World Cup of Darts. Ostatnia, dopóki do gry nie wszedł Luke Humphries. Mistrz świata na przestrzeni całego turnieju grał spektakularnie, a wisienką na torcie był finał, gdzie indywidualnie popisał się ponad 110-punktową średnią.

Anglicy pokonali Austriaków 10:6, a na przestrzeni spotkania ani razu nie oddali prowadzenia. – Dla nas obu to chyba była największa sprawa od czasu zdobycia mistrzostw świata. Po pierwszym meczu w turnieju zaczęliśmy grać swoje – wtedy zaczęło już nam wychodzić. Nie martwiliśmy się – wiedzieliśmy, że w końcu wszystko zacznie grać. Wiedzieliśmy, że jeśli będziemy robić swoje, to jesteśmy w stanie zgarnąć ten puchar – stwierdził Humphries po meczu finałowym.

Uwagę obserwatorów zwróciła taktyka Anglików. Wszystkie legi zaczynał Michael Smith – jako ten, który w World Cupie ma już doświadczenie. – Przede wszystkim graliśmy jako drużyna. Myślę, że nawet gdybym to ja zaczynał legi, to i tak wszystko by działało prawidłowo – wskazała “jedynka” światowego rankingu.

Wrażenie w finale robiły także wysokie finisze Cool Hand Luke’a, które wpadały jeden za drugim. – Ja może nie jestem najlepszy na świecie pod względem zamykania, ale w ciągu ostatnich 12 miesięcy wychodziło mi to świetnie.

Dumy z sukcesu nie ukrywał także Smith, dla którego to pierwszy od kilkunastu miesięcy telewizyjny tytuł. – Wreszcie mam swój złoty medal! To jedno z najlepszych uczuć na świecie – być zwycięzcą World Cupu. Anglia wygrała po raz pierwszy raz od ośmiu lat… To naprawdę wiele znaczy. W dużej mierze udało się za sprawą Luke’a, bo w finale trafiał po prostu wszystko. Dzięki ci za to! – powiedział Bully Boy.

– Ciężko opisać słowami, jak wiele to dla nas znaczy. Anglia jest mistrzem! Już nie tylko Adrian i Phil są zwycięzcami – teraz także Michael i Luke – dodał.

Wprawdzie Smith brał już udział w World Cup of Darts, ale tytułu zgarnąć mu się nie udało. Wielu wskazywało, że partnerzy byłego mistrza świata – Rob Cross i James Wade – nie do końca odpowiadali mu pod względem charakterologicznym. Zgranie okazało się kluczowe? – Dla mnie gra z Luke’iem była bardzo naturalna. W tych wszystkich piątkach i żółwikach nie było cienia sztuczności. Zresztą, przez ten turniej obaj straciliśmy już głos… – stwierdził.

Ze względu na poprzednie występy obecność Smitha była szeroko kwestionowana. Po finale Humphries stanął w jego obronie. – Wielu ludzi mówiło, że Michael nie powinien znaleźć się w tym zespole. On jednak wyprowadził ich wszystkich z błędu. Zasłużył, by tu być – grał fantastycznie, byliśmy mocni jako drużyna – wskazał.

A co dalej? Jak się okazuje, Anglicy nie będą mieć przerwy od gry. Już we wtorek zostaną rozegrane dwa turnieje Players Championship w Milton Keynes. I Smith, i Humphries są zapisani na listę graczy, którzy wyrazili chęć udziału w zawodach – co w przypadku poprzednich “podłogówek” wcale nie było takie oczywiste.

– W tym momencie się cieszymy, a tu za dwa dni trzeba będzie grać w podłogówkach! Dla mnie ostatnie miesiące to przede wszystkim gra na wielkiej scenie. Nie ma co ukrywać, że nasz kalendarz był i będzie bardzo napięty. Jestem zmęczony, ale od czasu mistrzostwa świata to dopiero druga noc, która dała mi wielką satysfakcję. Pierwszą były finały Premier League – przyznał Cool Hand Luke.

Tomek Przyborowski