Wywiady
Do Ally Pally po raz trzeci. “To jest kosmos. Jeszcze nie ochłonąłem”
Choć o przepustkę do mistrzostw świata walczyło aż 182 graczy, na końcu raz jeszcze wygrał Krzysztof Kciuk. “The Thumb” powtórzył historię z 2009 roku i wygrał turniej kwalifikacyjny dla reprezentantów Polski. “Super sprawa. Po raz kolejny polecę do Londynu i wyjdę na tę scenę” – stwierdził w wywiadzie na chwilę po meczu.
Minimum 15 tysięcy funtów za udział w mistrzostwach świata plus 2 tysiące złotych bonusu od Superbet – to pula, którą zgarniał zwycięzca piątkowego turnieju kwalifikacyjnego w Tarnowie Podgórnym. Krzysztof Kciuk – darter, który grał w MŚ w edycjach 2010 i 2024 – znów pozostawił rywali w tyle. – Jeszcze nie ochłonąłem. Jeszcze układam to sobie w głowie – przyznał w rozmowie z Kubą Łokietkiem i Arkiem Salomonem podczas transmisji na Łączy Nas Dart.
– Powiedziałem żonie, żeby bukowała bilety na samolot. Zresztą, dopiero po wygranej jej uświadomiłem, o co była walka – dodał. Potwierdził to Arek. – Widziałem te scenę! Było pytanie: “To co ty wygrałeś w ogóle? Czemu tak ci gratulują?”.
𝗡𝗔 𝗞𝗢𝗡𝗜𝗘𝗖 𝗜 𝗧𝗔𝗞 𝗪𝗬𝗚𝗥𝗬𝗪𝗔 𝗞𝗖𝗜𝗨𝗞 🏆
— Łączy Nas Dart (@LaczyNasDart) November 15, 2025
✅ 2010
✅ 2024
✅ 2026
16 lat temu Krzysztof Kciuk wygrał polskie kwalifikacje do mistrzostw świata PDC. Teraz powtórzył tę historię i po raz trzeci wystąpi w najważniejszej darterskiej imprezie!
🇵🇱 Ratajski, Białecki,… pic.twitter.com/Yvn7v9QgDk
Górna połowa drabinki
Kciuk wygrał osiem meczów, jako że rozpoczynał od fazy last 256. Co więcej, trafił do górnej połowy drabinki, o której głośno zrobiło się już po losowaniu. To właśnie tam znaleźli się wszyscy najwięksi faworyci, czyli – oprócz Kciuka – Radek Szagański, Tytus Kanik i Mirosław Grudziecki.
I rzeczywiście – było brutalnie. Szagański niespodziewanie odpadł w fazie last 16, przegrywając 3:6 z Wojciechem Brulińskim. Grudzieckiego – na tym samym etapie – pokonał Sebastian Steyer, a Kanik odpadł rundę wcześniej z samym Kciukiem. Finał to już zwycięstwo 6:1 nad Adrianem Sawińskim.
– Widziałem tę drabinkę. Ale to taki turniej, w którym każdy ma równe możliwości wygrania. Tu jest inaczej niż w Playersach – są inne warunki. Wiedziałem na przykład, że w przypadku Radka Szagańskiego może być różnie, że on nie do końca będzie takim pewniakiem. Tam może jest, ale tutaj – nie do końca.
Biorąc pod uwagę stawkę zawodów, piątkowa impreza była zapewne… najbardziej prestiżową w historii krajowych rozgrywek.
– Pod względem organizacyjnym, było podobnie jak podczas kwalifikacji do World Series, choć oczywiście ranga jest nieporównywalna. To jednak pierwsza runda mistrzostw świata – duży większy prestiż i dużo fajniej było tu wygrać – przyznał zwycięzca.
Trzeci raz
Kciuk sporo już w darterskiej karierze przeżył. W latach 2020-2023 posiadał kartę PDC. To także współrekordzista świata (wraz z Krzysztofem Ratajskim) pod względem deblowej średniej w World Cup of Darts. Zdobyta właśnie przepustka do Alexandra Palace zrobiła jednak na nim ogromne wrażenie.
– To jest kosmos, nie ma nawet o czym mówić. To dla mnie super sprawa, po raz kolejny polecieć do Londynu i wyjść na tę scenę.
Zapytany o potencjalnego rywala, przyznał, że liczy na przychylne losowanie. – Wolałbym rywala z czołówki czy rywala w zasięgu? Wiadomo, że kogoś w zasięgu! Jestem w takim momencie, że już grałem z tymi najlepszymi. To, że zagram z Littlerem czy Humphriesem, to nie jest dla mnie coś szczególnego. Wolałbym pograć i jeszcze coś z tego mieć.
Wiadomo, że w pierwszej rundzie zagra z jednym z 64 najwyżej sklasyfikowanych zawodników rankingu PDC Order of Merit. To daje 1/64 szans na pojedynek… z Ratajskim. Jak się na to zapatruje?
– Lepiej nie. Za dużo razy przegrałem, żeby się w to pakować – zażartował.
Kariera dobiega końca?
Kciuk przyznał, że wybiera się na styczniowy Q-School. Zaznaczył jednak, że może to być ostatnia próba odzyskania karty.
– Planuję powalczyć, ale nie wiem, czy to nie będzie ostatnia walka. Wiadomo – zmęczenie, wiek. To już ten moment, że albo się uda, albo trzeba odpuścić, tak mi się wydaje – stwierdził. Podkreślił jednak, że decyzja jeszcze nie została podjęta.
– Czy gdyby tak się rzeczywiście stało, będę występował w lokalnych turniejach? Ciężko powiedzieć. Jest bardzo dużo małych turniejów, w mniejszych miasteczkach, gdzie odbywają się bardzo fajne imprezy. Mam już lekki przesyt dotychczasowego grania, na przykład w turniejach Grand Prix. To jednak męczące – dodał.
– Taka rola – czyli rola ambasadora – bardzo by mi pasowała. Myślę, że tam ludzie dużo bardziej doceniliby moją obecność niż podczas ogólnopolskich turniejów.
The Thumb nie ma natomiast zamiaru podejmować się roli “mentora” czy też “nauczyciela”. Uważa bowiem, że nie ma talentu do przekazywania wiedzy.
– Nie czuję się w tym mocny. Miałem propozycję, próbowałem, ale to nie jest ten kierunek. Nie czuję się dobry w przekazywaniu takiej wiedzy. Łukasz Wacławski to potrafi, przekazuje to dalej, ale ja wolę porzucać w turnieju. Rola nauczyciela nie jest dla mnie.
Jak podsumował: dwa główne cele to w tej chwili odzyskanie karty i wygranie meczu w Alexandra Palace. – Są pewne zmiany w technice – wydaje mi się, że 90-punktowe średnie, które dają kartę, są w moim zasięgu. Ale Q-School jest specyficzny, zobaczymy, co wyjdzie.
WIDEO: rozmowa z Krzysztofem Kciukiem
(start: 5:25:45)










